Zobacz temat - [620 si 94]Chłopak, dziewczyna, dziadek, związek..a Rover
 
Forum Klubu ROVERki.pl

Offtopic - [620 si 94]Chłopak, dziewczyna, dziadek, związek..a Rover

JoAsia - Sro Kwi 08, 2009 18:29
Temat postu: [620 si 94]Chłopak, dziewczyna, dziadek, związek..a Rover
Witam Was. Trochę nietypową sprawę Wam tu opiszę, chyba się zdziwicie, bo poproszę Was o doradzenie rozhisteryzowanej panience, doradzenie apropo jej związku, jej chłopaka i żeby nie było całkiem nie na temat- jego samochodu.
Krótki opis mojego chłopaka- nie gówniarz, bliżej 30stki niż 20stki, samochodziarz, marki zna na wyrywki, ceny, części, sam większość rzeczy naprawi jak ma warunki i sprzęt, złota rączka, nie uznaje pół- środków, wszystko musi być idealnie. Nie jest wariatem typu fura, skóra i komóra, 200km/h. Nie rusza z piskiem opon, nie ściga się z kolegami.
Na jesieni 2007 mój chłopak podjął decyzję o zakupie samochodu. Jako że zarobkami mega nie grzeszy, wiązało się to z wzięciem dużego kredytu- 20tys. Po krótkim poszukiwaniu marki, stanęło na Roverze. Oglądaliśmy kilka, jeden nawet był całkiem- całkiem. Było dokładnie zaplanowane, że żeby się nie naciąć to przed kupnem pojedzie na porządny przegląd, żeby nic nie wyszło potem niemiłego.
Ale w tym momencie pojawiła się nowa opcja- mój dziadek miał do sprzedania Rovera, 1994 rocznik, mniejsza o szczegóły. Samochód był zadbany, czysty, w środku wypielęgnowany, nie psuł się, nic nie charczało, nic nie warczało, nie wyło. Dziadek kilka tygodni wcześniej odbył nim podróż do Zakopanego, wszystko wydawało się być ok. Moja rodzina (ja, tata i dziadek) namawiała go na ten samochód. Teraz dodam- mój dziadek ma 70 lat, jeździ od 50-ciu lat, jest osobą bardzo dobrze ustawioną finansowo, samochodów miał kilkanaście w życiu, nie jest wybitnym znawcą, ale jakieś pojęcie ma. Mój ojciec lat 45, jeździ od 25 lat, samochody zmienia praktycznie co 2 lata. Też nie jest mega znawcą, ale pojęcie ma jak przeciętny Polak z jego stażem kierowcy i posiadacza kilkunastu samochodów. Tak więc oni we dwóch namawiali mojego faceta, żeby kupił od nich samochód. Dziadek jak dziadek, ale tata mówił, że po co ma brać samochód z niepewnej ręki, jeśli ma tutaj sprawdzony, od właściciela, który wiadomo jak jeździł i jak samochód traktował. Cytując mojego ojca” chodzi jak szczygiełek”
Fakt, że z wyglądu samochód był bardzo, bardzo zadbany. Licznik nie wskazywał za specjalnie dużo, kolejny plus. No i do tego namowy z mojej strony oraz zaufanie mojemu ojcu. Mój chłopak do końca miał wątpliwości jednak dobił targu. W 2007 roku zapłacił za niego 12 tysięcy ( Rover 620si, 1994r, z gazem). Generalnego przeglądu nie zrobił, bo uznał, że skoro po znajomości…
I od razu zaczęły się kłopoty. Rover do tej pory był użytkowany w małym mieście, 50 tys, średnie natężenie ruchu, raz-dwa razy w tygodniu po mieście, kilka razy w roku dłuższe trasy po Polsce( w góry, nad morze, Mazury). Mój chłopak samochód zabrał do Warszawy, pokonywał nim średnio 20 km dziennie( do pracy), raz w tygodniu wypad na zakupy czy gdzieś do znajomych, dwa razy w miesiącu podróż do rodziców( 200km w obydwie strony). Nie katuje silnika, nie szpanuje, jeździ najzupełniej normalnie, wiem- bo jeżdżę z nim często.
Zaczęło się od tego, że mój chłopak chciał dopieścić sobie brykę z wyglądu i coś tam przy zegarach majstrował, bo podświetlał wskazówki na inny kolor. Kiedy wyjmował ten cały fragment deski, gdzie są zegary, zobaczył, że tam coś jest poklejone, było w nich porozwalane, czyli wniosek- cofany był przebieg. Dodam, że nie zrobił tego mój dziadek i o to ani ja ani mój chłopak go nie podejrzewamy. Ale już sam fakt, że samochód niby miał mieć taki mały przebieg a teraz to cholera wie ile on naprawdę ma podbił mogło chłopaka.
Następnie okazało się bardzo szybko, że mój dziadek zalał tani olej do silnika, taki który nie powinien nawet na oczy zobaczyć Rovera. Chłopak odbierając samochód od dziadka pytał czy płyny są uzupełnione, usłyszał, że tak, następnie okazało się, że w chłodnicy brakuje sporo płynu. Powymieniał je plus płyn hamulcowy i w układzie wspomagania. Okazało się, że to już była maź i szlam.
Po kilkunastu dniach od kupna zaczęło coś walić w zawieszeniu. Pominę już szczegóły, ale mój chłopak wymienił wahacze, przeguby, sworznie, łączniki i gumy stabilizatorów, pompę sprzęgła i wysprzęglik, ponieważ pompa była nieszczelna i regeneracja już nie pomogła.
Sytuacja zaczynała być nieprzyjemna, powiedzieliśmy o wszystkim mojemu ojcu, mój facet zaczął żałować kupna, mówił, że przepłacił itd. Umówił się na rozmowę z moim dziadkiem, miał powiedzieć wszystko co jest nie tak, myślał nawet o cofnięciu kupna, mimo że to by była dla niego strata( wydał już kasę na rejestrację, tablice, ubezpieczenia i naprawy). Podczas rozmowy mojemu dziadkowi wypomniał co i jak, jednak nie przesadzał bo nie chciał psuć stosunków między sobą a moją rodziną(twierdził, że obcemu to by wygarnął po prostu), dziadek oddał mu 1000zł dając do zrozumienia że to załatwia sprawę i koniec rozmowy ( wg relacji chłopaka wcisnął mu je, żeby go uciszyć).
Szybko wyszedł problem, że przednia szyba od strony pasażera ma coś popsute i jak się ją opuści to ona strasznie lata. Po chwili wyszło, że ręczny prawie przestał działać.
Kilka miesięcy później mój facet zauważył rdzę tak zaawansowaną że powstały dziury w karoserii. Po rdzy dopatrzył się, że prawdopodobnie jedne drzwi były kiedyś wymieniane, bo nieznacznie różnią się odcieniem zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz.
Następnie coś zaczęło się dziać z silnikiem- chodził, wszystko było OK, ale przy ruszaniu zgrzytał. Na jakiś czas pomogła wymiana przedniej poduszki, ale niedługo problem powrócił.
Potem coś znowu zaczęło walić w zawieszeniu. Okazało się przy diagnozie, że amortyzatory są do wymiany, mają 27% sprawności.
Potem wyszło, że ciągle zapala się kontrolka ABSu i ta kontrolka od silnika. Były problemy z hamulcami, z klockami, z tarczami.
Jak się jedzie to samochód ściąga w bok. Bardzo drży jak jest włączony, kierownica aż w wibracje wpada.
Następnie zaczęły się problemy z instalacją gazową, okazało się że dziadek założył najtańszą wersję instalacji gazowej, bo chciał zaoszczędzić. To też powodowało jakieś tam kłopoty.
Sytuacja powodowała ciągłe spięcia między nami, ponieważ wszystko skupiało się na mnie. Ciągle słyszałam jak to mój dziadek dbał o samochód, że wszystko miało być tak pięknie, że nic przy nim nie robił, że wyrolowaliśmy go, że wpieprzył się w tyle lat na kredyt, że samochód za rok będzie na złom itd. Ja stanęłam po jego stronie, przekazywałam wszystko rodzicom. Mój facet miał zal do mojego ojca, że go namówił na samochód, mówił, że dlatego nie pojechał na przegląd zanim go kupił, bo nam zaufał, itd.
Ciągle była mowa o tym, żeby mój ojciec przejechał się tym samochodem to może zmieni zdanie co do jego stanu. No i tak się stało- mój ojciec odwiózł nas do Warszawy, on za kierownicą, oczywiście według ojca nic się nie działo. Tłumaczył to tym iż jego znajomi mają samochody w gorszym stanie i się tym nie przejmują.
Mój tata w pewnym momencie zaczął się zastanawiać czy mój facet nie przesadza. Ja stałam ciągle po jego stronie, kłóciłam się z rodzicami. W pewnym momencie mój ojciec zaproponował, że kupi się używane, zardzewiałe tarcze na Allegro, u znajomego mechanika się je przetoczy i pomaluje, coś tam zrobi z klockami, przynajmniej hamulce będą dobre. Mój facet powiedział mnie, że litości nie potrzebuje, nie interesuje go takie rozwiązanie. Kilka dni później, po kilku rozmowach z mamą, kiedy żaliłam się jej na obojętne podejście taty, na mojego chłopaka, który się tak przejechał na pierwszym samochodzie, że nam zaufał itd… moja mama powiedziała, że pożyczy mojemu facetowi swój samochód, on niech jego zostawi u nich, co będą mogli to naprawią. Poprosili mnie, żebyśmy przyjechali to nich pogadać. Czuli się winni, że nie znali wcześniej stanu technicznego samochodu, fakt że nie sprawiał żadnych kłopotów, ale fakt faktem. Mój facet stwierdził, że litości nie potrzebuje i nie pojedzie nigdzie bo nie chce by naprawiono mu auto używanymi częściami ze szrotu.
Sprawa została zakończona. Moi rodzice temat skończyli, ja już więcej słyszeć nie chciałam co się znowu zepsuło. Ale przedwczoraj znowu się zrobiła chryja, bo okazało się, że przestała działać klimatyzacja. Mój facet pojechał na przegląd, chciał nabić, okazało się, że wszystko jest przeżarte, pozapychane, trzeba wymienić parownik i osuszacz, bo jest dziura i ucieka wszystko. I znowu się zaczęło, że mój dziadek nie robił przeglądu klimatyzacji, nie nabijał jej itd. Podobno przeglądy klimatyzacji powinno się robić co roku.
Spytałam mojego chłopaka czy w takim razie skoro trzeba robić co roku, a on już samochód ma drugie lato to czy w zeszłym roku robił. I tu wielki foch i awantura, że oczywiście bronię dziadziusia, że to mojego faceta wina, że go moja rodzina w chooja zrobiła, że teraz się cieszymy, itd. Od chwili kupna przy każdej okazji słyszałam potem jaki chłam mu wcisnęliśmy, że za rok samochód pójdzie na złom, że przepłacił, te samochody chodziły wtedy po 8 tysięcy, ale on dał to 12 tylko dlatego, że to taki super stan miał być (tak go zapewnialiśmy), że ten samochód to skarbonka bez dna, że tam wszystko pada.
Dodam, że moja rodzina nie miała pojęcia o stanie samochodu, mój dziadek miał go dwa lata, nigdy nie było z nim problemów. Mój tata czasami nim jeździł, chodziło wszystko ok. Po tym co słyszeli ode mnie bardzo żałowali, że ten samochód mu polecili, niejednokrotnie słyszałam jak o tym mówili nawet między sobą, nie wiedząc że słyszę. Przecież chcieli nawet wyłożyć swoje pieniądze, żeby pomóc coś w nim naprawić.
Chodzi mi o poradę od Was pod kątem głownie psychologicznym. Ja w pewnym momencie miałam dosyć i zaczęłam siebie i mojej rodziny bronić, mimo że przed nimi nadal stałam murem za swoim. Powiedziałam mu, że nie jest dzieckiem, to była jego decyzja, jego zakup, namowy namowami, zapewnienia zapewnieniami, ale nikt mu pistoletu nie przystawiał. Mógł sprawdzić co i jak z samochodem przed kupnem, skoro taki był cwany i tak to wszystko zaplanował w przypadku kupna od kogoś obcego. Powiedziałam mu, że nikt specjalnie mu tego nie zrobił, zarówno moi dziadkowie jak i rodzice go lubią, wiedzą że nie jest to przelotna znajomość, życzą mu dobrze i na pewno świadomie mu tego nie wcisnęli, gdyby wiedzieli o tym to by woleli opchnąć gdzieś dalej samochód w nieznane a nie w najbliższe otoczenie.
Tłumaczyłam, że dziadkowie zwrócili 1000zł od razu, potem była propozycja pomocy, ale miał w dupie, nawet nie pojechał rozmawiać. Tłumaczy, że na pewno chodziło o jakieś używane części, wypiastowanie i robienie u jakiegoś mechanika na wsi jak mu to proponował ojciec, a takie coś go nie interesuje. Nie pojechał nawet wysłuchać co chcieli zaproponować, a wiem, że zupełnie co innego, z góry założył, że chcą mu jakieś resztki powciskać, żeby mieć go z głowy i żeby uciszyć sumienia.
Ciągle się o to kłócimy, ciągle słyszę, że to przeze mnie, że każdy kto by znał sytuację by to samo powiedział. Powiedzcie mi panowie co myślicie. Stawiam sprawę przed szerszym gronem, nie znającym ani mnie, ani ojca czy dziadka, ani mojego chłopaka. Czy słusznie on ma do nas żal? Czy ma rację mówiąc, że wszystko się sypie przez mojego dziadka, który nic nie robił przy samochodzie (mój argument- nie robił bo się nic nie działo) czy słusznie jeździ po moim dziadku, że wcisnął mu rupiecia, który już ledwo jeździ. Czy słusznie wiesza na nas psy przy każdym nowym uszkodzeniu- dziurze rdzy, uszkodzeniu jakiejś części, itd. Czy słusznie ciągle mówi, że to wszystko nasza wina, że on teraz się męczy przez nas i nasze kłamstwa.Że to moja wina, bo ja go namówiłam, my jesteśmy zadowoleni a on cierpi.
Napiszcie co sądzicie o tej sytuacji. Czy moja rodzina powinna od nowa zacząć dialog na temat stanu samochodu. Jedziemy teraz na święta, nie wiem co zrobić. Minęło już 1,5 roku… :bezradny: :bezradny: :bezradny:

tetryk - Sro Kwi 08, 2009 18:37

mam jedną radę-zmień chłopaka......... :roll:
kupując nowe auto nie mozna miec pewności co do jego stanu,a co dopiero uzywane..... :roll:
jak kupowal miał sprawdzić,a on nie sprawdził i teraz widze ma pretensje do każdego tylko nie do siebie.....

kzrr - Sro Kwi 08, 2009 18:51

tetryk, nie no troche moim zdaniem przesadziłeś :) Auto nie jest powodem do kończenia związku itp itd. Ciężka sprawa - i ciężko cokolwiek radzić, myśle że z czasem samo przejdzie, chociaż 1,5 roku to kawał czasu.
Krzysi3k - Sro Kwi 08, 2009 19:05

Też bym się zdenerwował, bo facet zaufał, a wyszło jak wyszło.
Niestety pewnie dziadek dbał o samochód tylko jeśli chodzi o odkurzanie, a nie jeśli chodzi o mechanikę. Jako potwierdzenie moich słów można przytoczyć wspomniany przez Ciebie olej, mała ilość płynów, hamulce oraz klimatyzację. Po prostu oszczędzał na samochodzie, co wg. mnie jest najgorszą rzeczą, bo pozorna oszczędność kiedyś zamieni się w koszty o wiele wyższe niż "zaoszczędzona" kwota - np. instalacja gazowa, olej.
Chociaż z drugiej strony po aucie 15-letnim można spodziewać się, że nie będzie chodziło jak jak nówka i wiele rzeczy trzeba będzie wymieniać.
Na miejscu dziadka honor by mi nie pozwalał tak tego zostawić (bo w końcu jak przypuszczam kandydat na przyszłego męża wnuczki) i sfinansowałbym wszelkie naprawy, które by były ewidentnie moim zaniedbaniem i wprowadzeniem Twojego chłopaka w błąd.

wwekol - Sro Kwi 08, 2009 19:07

Auto to rzecz nabyta :razz: ludzie są ważniejsi :wink:
lamer - Sro Kwi 08, 2009 19:31

No wprawdzie nie forum psychologiczne więc w tej dziedzinie o pomoc ciężko.. Ale dodam 3 grosze:
- czego oczekiwać po samochodzie z 94r?
- nigdy nie sprzedaje się/kupuje samochodu w rodzinie i wśród znajomych jeżeli chce się mieć dobre z nimi stosunki
- twój chłopak nie wykazuje się raczej "dorosłą postawą" w całej tej sytuacji

tetryk - Sro Kwi 08, 2009 19:37

kzrr napisał/a:
tetryk, nie no troche moim zdaniem przesadziłeś
-no sorry ale gościu ma pretensje do swojej "obecnej" i jej dziadka że ktoś tam kiedyś cofnął licznik ? no to co mam powiedziec-że goś jest wporzo ? :roll:
Krzysi3k - Sro Kwi 08, 2009 19:49

tetryk napisał/a:
kzrr napisał/a:
tetryk, nie no troche moim zdaniem przesadziłeś
-no sorry ale gościu ma pretensje do swojej "obecnej" i jej dziadka że ktoś tam kiedyś cofnął licznik ? no to co mam powiedziec-że goś jest wporzo ? :roll:


Przecież nie chodzi o sam licznik...

lamer - Sro Kwi 08, 2009 19:54

Krzysi3k5 napisał/a:
tetryk napisał/a:
kzrr napisał/a:
tetryk, nie no troche moim zdaniem przesadziłeś
-no sorry ale gościu ma pretensje do swojej "obecnej" i jej dziadka że ktoś tam kiedyś cofnął licznik ? no to co mam powiedziec-że goś jest wporzo ? :roll:


Przecież nie chodzi o sam licznik...

A ty jesteś pewny swojego samochodu? Dałbyś na niego gwarancję? Sam miałem taki przypadek, że sprzedałem 3 letni samochód, który kupiłem jako nowy w salonie (Peugeot 307). Przed sprzedażą wykonałem przegląd w ASO. I co? Tydzień po kupnie nowemu właścicielowi rozsypało się łożysko w przednim kole i później zaraz coś tam jeszcze... Samochód był serwisowany regularnie, bezwypadkowy, nie katowany itp.
Samochód to tylko kawał blachy i pełno technicznych gadżetów technicznych w środku, które lubią się popsuć w najmniej odpowiednim momencie!

walkie - Sro Kwi 08, 2009 19:56

Rada: nigdy nie rób interesów z rodziną i znajomymi :)
Krzysi3k - Sro Kwi 08, 2009 20:00

Nie mniej jednak brak płynów i brak przeglądów klimy świadczy o tym, że samochód był zaniedbywany, a wg. założeń rodziny był "ekstra zadbany". Poza tym jeśli zepsuje się jedna, dwie rzeczy to całkiem normalne, a tu ciągle coś. Poza tym hamulce były dobite i nikt się tym wcześniej nie zainteresował.
Wg. mnie głupie myślenie ! Jeśli samochód jeździ to znaczy, że wszystko z nim jest w porządku. Ja mechanikiem nie jestem, a jednak regularnie staram się przyglądać się częściom w samochodzie i sprawdzam każde, nawet najmniejsze podejrzenie, ponieważ jedna usterka może pociągnąć za sobą całą masę kolejnych.

hoosar - Sro Kwi 08, 2009 20:22

Z tego co widze to dziadek chyba jednak nie dbał specjalnie o samochód, tylko jeździł póki sie dało. Płyny, klimatyzacja, hamulce, czy rdza to są rzeczy, na które zwraca uwage każdy kto dba chociaż troche o samochód. Z drugiej strony Twój chłopak nie może mieć o wszystko pretensji - np. luzy w zawieszeniu, czy niektóre problemy z silnikiem to rzeczy, które często pojawiają sie nagle i o to nikt do nikogo pretensji żywić nie powinien.
Reasumując uważam, że nie można za wszystko winić dziadka, jednak z opisu wynika, że o samochód nie dbał napewno. Swoją drogą po dwóch latach jazdy, robiąc małe przebiegi moim zdaniem ciężko poznać dokładnie samochód i mówić o nim, że jest igła, tak to można powiedzieć o samochodzie ktorym się jeździ latami (btw. mam taki w rodzinie od nowości i nazywa sie Nexia 1998r - najbardziej bezawaryjny samochód jaki znam ;)) .
Również podpisuję się pod słowami, że nie robi sie interesów z rodziną i przyjaciółmi.

[ Dodano: Sro Kwi 08, 2009 20:24 ]
Swoją drogą jeśli chłopak to taki 'samochodziarz' to dziwne, że nie zauważył wcześniej wielu objaw zaniedbania samochodu, które powinne rzucać się w oczy (np. rdza, płyny).

Markzo - Sro Kwi 08, 2009 20:34

Witaj Joasiu!
nie ukrywam, ze stane po stronie Twojego chłopaka :) tez jestem "petrol head" i auto to dla mnie prawie wszystko. Wg mnie Twój dziadek zapuścił auto i tu nie nic do gadania. 1000zł na takie naprawy? hmm troche mało... Najgorsze jest to, że zachęciliście go do zakupu, ja również zaufałbym i kupił jeśli moja Dziewczyna i jej rodizna mnie namawiała. jednak takie kwiatki, jak podstawowe i zarazem najważniejsze rzeczy - choćby hamulce przecież to bezpieczeństwo!!! tu nie można kupić siakiś tam tarcz z allegro i ich odpicować. Facet ma racje, jak robić to robić raz i porządnie. Ogólnie to wpadł jak śliwka w kompot :neutral: kolejna sprawa to to, że tych rzeczy jest bardzo dużo i lista napraw pewnie przekracza wartośc auta... Co do tego, że Ty obrywasz, no niestety ale rozumiem jego złośc i frustrację, jednak to nie Ty keździłas tym autem i nie powinien miec do Ciebie pretensji, raczej do Twojego dziadka. Znajdujesz sie miedzy młotem a kowadłem :sad: ja w takiej sytuacji bym sprawe załatwił z dziadkiem, Ciebie do tego nie mieszając.
Co to stwierdzen, czego się spowiedziwewac po aucie z 94r., nie robić interesów z rodizna itp. Mój rover to 1996rocznik auto jest w stanie bdb :) amory 87% sprawności, caly zawias w super kondycji, zero rdzy, wszytsko działa. jak widac da się, tylko trzeba o auto zadbać. Znajomym auta sprzedawaliśmy i nigdy takich akcji nie było, ja dbam o to co mam i potem nie musze sie niczego przed nikim wstydzić.
3mam kciuki za pomyśle rozwiązanie sprawy i mam nadzieję, że chłopak zrozumie, że to nie Twoja wina i ze Ciebie to on ma kochac a nie opieprzać :) powodzenia i 3maj się!

sknerko - Sro Kwi 08, 2009 20:36

Kupiłem samochód od obcej osoby, ponaprawiałem co trzeba, dbałem, zmiana oleju na najlepszy jaki powinien być w tym silniku, klocki, tarcze, amortyzatory, no standartowa sprawa co tam trzeba zrobić, jeździłem 1,5 roku tak że dwa razy robiłem obsługe na wiosnę i na zimę po zimie sprzedałem kuzynowi :arrow: sam chciał go wziąć (ja go chciałem na giełdzie sprzedać). Po pół roku wyszła korozja potem silnik zaczął brać olej, drążki do wymiany, swożnie na wachaczach, no masakra!! Tak poprostu bywa on się nie obraził bo widział jak ja dbałem on też tak samo dbał i się posypało (też samochód miał 15lat) moim zdaniem takie żeczy się zdarzają i tyle.
Fakt faktem że za zaniedbania powinien Dziadek pokryć koszta myślę o tych płynach olejach i klimie ale reszta ma swoją wytrzymałość i ona się skończyła i tyle.
Moim zdaniem Twój facet robi za dużo szumu w temacie mógł sprawdzić a nie zrobił tego (mój kuzyn sprawdził samochód ode mnie mimo że go znał bo widujemy się bardzo czesto)dużo winy jest jego.Poza tym zmiana stylu jazdy i drogi po której jeździ potrafi nowy wóz zabić :arrow: u mnie w firmie dyrektor zajeździł trzyletniego Avensisa w rok.

krzys31 - Sro Kwi 08, 2009 20:52

Witam!
Nie napisze Ci czy słuszność ma Twój chłopak bo z tym to chyba do sądu trzeba by było iść, a i to nie wiadomo czy by dało rozstrzygnięcie! Wpadłaś w nieprzyjemną sytuacje która będzie się ciągnąć (auto z czasem będzie miało kolejne usterki) jedynie chyba tylko sprzedaż tego auta albo (paradoksalnie :shock: ) ślub może tu coś zaradzić (podział majątku, wiano itp :razz: )

Ps.i jeszcze jedno, auto jakie by nie było to za parę lat można zmienić (nawet jeśli się mega zarobkami nie grzeszy) z dziewczyną już tak łatwo nie będzie! Rozumiem rozgoryczenie po miesiącu lub dwóch od feralnego zakupu ale półtora roku?!? Chłopie jak już auta nie będzie i zapomnisz o tym to będziesz musiał kolejne 20 kawałków kredytu wziąć, tym razem na różę żeby wrócić do łask swej Kobiecie! :grin:

Tomi - Sro Kwi 08, 2009 21:59

Dorzucę swoje 3 grosze.

Nie będę się rozprawiał kto i w czym ma rację. Podobną dyskusję już tu kiedyś mięliśmy (chodziło o R220D :) ). Każdy mógł wykazać się dobrą wolą, a różnice wynikły w różnicach definiowania pewnych słów. Dla kierowców "starej daty", wychowanych na samochodach z PRL-u, jeśli samochód zapala, jeździ i trzyma się "kupy" jest sprawny. Dla osób młodszych wiekiem pojmawanie samochodu w dobrym stanie jest trochę inne. Pondto innaczej definiowano dbałość o samochód. Jeden poprzez dbałość o samochód, rozumie fakt, że gdy coś się zepsuje, jedzie do ASO i wymienienia ją na nową oryginalną. Ponadto wymienia również części, które współpracowały z częścią, która uległa awarii (oczywiście również nowe, oryginalne), ponieważ po awarii tego podzespołu wpółpracujące części mogły trochę ucierpieć. Inne rozumienie dbałości o samochód mówi, że jak się coś zepsuje, kupuje się na szrocie coś podobnego i wymienia. Każdy na swój sposób dba o samochód.

Największym błędem był jednak fakt, że transakcji dokonano w rodzinie.

P.S. Trzeba brać również poprawkę na to, że w niektórych przypadkach Twój chłopak mógł zostać po prostu naciągnięty przez nieuczciwe warsztaty.

thef - Sro Kwi 08, 2009 22:04

Ja może tylko na obronę Twojego chłopaka zacytuję to:
JoAsia napisał/a:
te samochody chodziły wtedy po 8 tysięcy, ale on dał to 12 tylko dlatego, że to taki super stan miał być

Troszkę inaczej w tym aspekcie wygląda sprawa usterkowości tego 15 letniego samochodu. Nie dziwię się, że jest bardzo rozgoryczony, skoro wpakował tyle pieniędzy w swoje wymarzone pierwsze auto, a ma z nim same problemy. Nie powinien jednak swego rozgoryczenia przelewać na Ciebie, bo chyba akurat Ty winna tu nic nie jesteś, pewnie tak samo zaufałaś dziadkowi jak on.

Panna_Migotka - Sro Kwi 08, 2009 22:10

hm...
1. walkie ma racje, ale niestety juz po jabłkach
2. skoro dziadek jak twierdzi twój chłopak oszukał go , i naraził na takie koszty to znaczy chyba ze go bardzo nie lubi (i tu : albo dziadek nie lubi chłopaka albo chłopak dziadka)
3. chyba Twoj chłopak oglądał ten samochod przed zakupem i mógł spytac dziadka co i jak robił, no szit, sprawy o których piszesz są raczej do ustalenia (np olej, toc przecież wisi kartka jaki i kiedy wymieniany) a innych dziadek nie mógł przewidzieć.
4. czemu Twój chłopak nie sprzedaje tego auta? skoro jest w akim stanie ze go na niego nie stac? zawsze znajdzie się taki frajer jak ja :lol:
5. Jesli chodzi o sprawy sercowe i czy "to"kiedys minie tu nikt ci raczej nie doradzi - nie znamy przyszłosci, ani twojego chłopaka. nie wiemy czy po slubie bedzie ci wypominał rovera od dziadka, a jak by nie było rovera od dziadka to może byłoby cos innego co by było twoją winą i by ci to wypominał. Tacy są faceci. :bezradny: A tak w ogle to może go jego familia podburza? Nie wiadomo. jak przyjdzie odpowiedni czas to sama wyciagniesz wnioski. :wink:

Raptile - Sro Kwi 08, 2009 22:26

dlatego auta nie sprzedaje się znajomym
jaro92 - Sro Kwi 08, 2009 23:00

Można zrozumieć pretensje jak coś wyskoczy zaraz po zakupie,ale kilkunastoletnie auto się będzie psuło coraz częściej z wiekiem,a obwinianie kogoś po roku że coś padło to totalna paranoja
rtworek - Czw Kwi 09, 2009 03:59

wwekol napisał/a:
Auto to rzecz nabyta ludzie są ważniejsi

Święta racja, w życiu nie rozbiłbym związku z powodu samochodu.

walkie napisał/a:
Rada: nigdy nie rób interesów z rodziną


Jak mówi stare przysłowi "że z rodziną wychodzi się dobrze na zdjęciu.(to jest tylko przyslowie)
Sam kiedyś mialem taki problem, wziołem z żoną kredyt na auto i wdrodze po wymażony samochód, miałem wypadek.Skasowałem samochód mojej mamy, były pretęsje, dlaczego, poco itp. Kase musialem oddać, a na swoje wymażene musiałem uciułać.

Twój facet ma ZłOTA rączke i poradzi sobie z samochodem, a dla Ciebie DUŻO cierpliwości, jak mówi moja żonka '' to tylko facet''

gustav.pl - Czw Kwi 09, 2009 05:37

Jak dla mnie, największą winą Twojego chłopaka jest to, że kupił samochód w "ciemno", opierając się jedynie na zapewnieniach sprzedającego owo nieszczęsne auto. Może nie chciał sprawić Twojej rodzinie przykrości jadąc na jakiś przegląd przed zakupem, a i parę groszy by zaoszczędził ( jak Twój dziadek ).......
A druga sprawa - Dziadek !! Kierowca z 50-cio letnim stażem,właściciel kilku samochodów i jak piszesz człowiek dobrze ustawiony finansowo, sprzedaje zaniedbany samochód za cenę 1,5x większą od przeciętnej :roll: . I to sprzedaje osobie nie tak bardzo obcej.... Może to nie jest zła wola Twojego Dziadka, a po prostu (niestety :sad: ) np.demencja lub inna skleroza ?
A tak w ogóle to może być niezła próba dla Waszego związku.
JoAsia trzymaj się ! :smile:

magneto - Czw Kwi 09, 2009 11:17

moim zdaniem to Twój facet mógl mieć pretensje o coś co musial zrobic przy aucie zaraz po kupnie.ale żeby czepiać się dziadka w rok od kupna i zwalać wszystkie awarie na niego, to przesada. kupił stare auto to mogl się spodziewać co go czeka.nie ma aut co się nie psują. sam miałem sytuacje jak kupiłem w rodzinie starą mazdę.wujek zapewniał mnie że auto jest ok.przez pierwsze dwa miesiące włożyłem do niej ponad 2 tyś zł i miałem do nich pretensje że mi nie powiedzieli co jest do roboty, ale teraz po 3 latach eksploatacji wszelkie usterki usuwam nie myśląc o wujku,bo przecież każde auto się zużywa i wymaga wkladu finansowego
a gdyby Twój facet kupił nowe auto w salonie i po 15 latach zaczęło by rdzewieć to do kogo poszedłby z pretensjami?

MaReK - Czw Kwi 09, 2009 14:12

Widze zes z Warszawy, to przekaz chlopakowi informacje o cotygodniowych spotach na bemowie. Niech przyjedzie, wyzali sie nam, kilka osob powie mu to co pisze tutaj i bedzie spokoj ;)
Wojtek88 - Czw Kwi 09, 2009 16:28

Jedyne co mogę dodać od siebie - współczuję niemiłej sytuacji :( Kłótnia w rodzinie to bardzo duże obciążenie psychiczne.
maniaq - Czw Kwi 09, 2009 23:18

wyslij go do nas na spot - to go wyprostujemy w pogladach na roverka, ponaprawiamy autko, bo juz cieplo na spocie i bedzie :ok:

klubowe assistance dziala ;) uszy do gory, bedzie dobrze :D

pozdr.

faecd - Pią Kwi 10, 2009 00:16

Bardzo mi sie fajnie czytalo tego posta;)

Ehh...szkoda mi Ciebie Joasiu no ale...hmmm...

z tego co wyczytalem moze jest tez taka opcja, ze:

Twoj facet stosunkowo mlody czlowiek oczekuje od auta czegos wiecej, zeby byl bardziej komfortowy, cichy, jak cos mu puknie to od razu szuka dziury. Ja tez tak mam, ale nie mam az takich przebojow w swoim R.

Z kolei Twoj dziadek to pewnie mniej wymagajacy czlowiek, ktory jezdzil samochodami, ktore mozna znalazc w muzeum jedynie mniejsza wage przykladal do stanu auta.

Moze stad jest to zroznicowane pojecie swietny stan. Dla dziadka swietny, dla Twojego chlopaka nie koniecznie.

No i tak jak wszyscy powyzej mysle, ze mogl jednak zabrac fure na przeglad. Ale z grzecznosci pewnie tego nie zrobil...ahhh...

To mu trzeba przyznac, kultularny czlwoek.

A co do oddania auta do naprawy rodzicom to mu sie nie dziwie. Po tych wszystkich perypetiach bym nie oddal auta w te same rece by znowu w podobny sposob zadbaly o samochod.
Ale suma sumarum ja bym na jego miejscu sprzedal ta fure w cholere nawet i ze strata i po prostu kupil takie samo w o wiele lepszym stanie i w lepszej cenie. Bo jezeli 1,5 roku temu zaplacil 12 tys za auto z 94 raoku, to powiem Ci, ze moj kumpel kupil 4 lata temu rovera 620 diesel z 98 roku w skorach za 15 tys!...wiec Twoj dziadek niezle zarobil...

Thrillco - Pią Kwi 10, 2009 06:29

Ja tu widze przede wszystkim konflikt w podejściu do spraw.
Sorry ale jakby mi teściu zaproponował "że kupi sie jakieś stare tarcze, przetoczy i bedzie ok" to bym go puknał w czoło i przypomniał, ze "cieciu bedę tym woził Twoją córke".
Wygląda na to, ze mimo tylu lat za kierownicą i tylu przejeżdżonych samochodów to i Twój dziadek i Ojciec pojecie o samochodach i ich prawidłowej eksloatacji mają raczej marne a podejście do wszelkich wymian i napraw to już mają typowe dla polaka wychowanego w PRLu - "coś tam się wymyśli". Notabene to podejście przypuszczalnie jest przyczyną ok 25% tragicznych wypadków w tym kraju.

Za to Twój facet nie robi wszystkiego po łebkach. jak trzeba coś wymienić to chce wymienić i nie można mu miec za złe, że w przypadku elementów tj. hamulce nie rozwiązuje sprawy kombinowanie z wkładaniem czegoś używanego, przerdzewiałego, być może pochodzacego z auta tak rozpieprzonego, ze i tak nie bedzie to działać. Sorry wg. mnie gość ma dużo większe pojęcie, nie zadowala się półśrodkami bo w pewnych przypadkach one po prostu nie wystarczą. I to świadczy o pewnej świadomości tego człowieka.
Po prawdzie nigdy bym od rodziny auta nie kupił - rzecz martwa zazwyczaj złośliwa i wtedy potrafi właśnie wpływac negatywnie na stosunki. Tu jest jeszcze gorzej bo to już prawie ale jeszcze nie rodzina i na miejscu Twojego faceta też miałbym poczucie, że chyba po prostu zostałem wydymany...bo przyszła rodzinka wcale niż stać isę nie musi a problemu się pozbyła. Wina troszkę jest twojego faceta też. Bo zaufanie zaufaniem a auto mimo wszystko jesli nie przegląd to powinno od razu przejśc rutynowe wymiany płynów i servis klimy. To nigdy nie szkodzi. ponadt chyba jeszcze krótko się znacie albo on zna słabo Twoją rodzinę bo nawet z samego postu już wynikło że i dziadek i ojcieć (Twój) to ludzie dla których sprawne auto w super stanie to po prostu takie które odpala, toczy się do przodu i daje zahamować...nic więcej i nic mniej. A to jednak nie do końca jest tak.

Jkaie wyjście z tej sytuacji. Gdzieś tam przeczytałem, ze to już drugie lato tego R w rekach Twojego faceta....więc...pewne rzeczy na pewno sa następstem braku pierwszego oglądu. Z drugiej strony skoro mineło tyle czasu....to trudno oczekiwac czegoś jako zadośćuczynienie...do tego słyszac o częsciach ze szrotu co się je przetoczy....no...raczej od tematu tez wolałbym się trzymać z daleka i pozostaje meka pańska i wypakowanie tyle kasy ile trzeba by samochód zaczał naprawde normalnie jeździć.
Ale nie bardzo sie jest już o co kłócić - to tylko samochód - rzecz nabyta - dziś jest, jutro może nie być i wiele to w naszym życiu nie zmienia, poza tym ze albo mamy albo nie mamy własnego środka transportu, który pochłania kolejną rzecz nabytą - pieniądze. Kwestia podejscia do samej kasy i rzeczy materialnych. I chyba w tym temacie musisz powaznie z gościem porozmawiac bo chyba wpadł w jakiś zaklęty krag i nie zmierza to ku niczemu dobremu. Porozmawiac to znaczy nie przekrzykiwac się.

Jugol - Pią Kwi 10, 2009 07:03

Moja odpowiedź będzie krótka-fakt sam sobie jest winien,że nie pojechał z nim na przegląd.Ale jak ja bym był na jego miejscu,to :strzela: całą rodzinkę ;)

[ Dodano: Pią Kwi 10, 2009 07:06 ]
...i nikt już by nikogo nie winił,nie kłócił się,a i on nie miałby problemów z R,bo tam gdzie by poszedł po wykonaniu powyższego,po prostu nie byłby już mu potrzebny :grin:

P.S.
Szkody górnicze tak się właśnie objawiają :hahaha:

[ Dodano: Pią Kwi 10, 2009 07:13 ]
Thrillco napisał/a:
Ja tu widze przede wszystkim konflikt w podejściu do spraw.
Sorry ale jakby mi teściu zaproponował "że kupi sie jakieś stare tarcze, przetoczy i bedzie ok" to bym go puknał w czoło i przypomniał, ze "cieciu bedę tym woził Twoją córke".
Wygląda na to, ze mimo tylu lat za kierownicą i tylu przejeżdżonych samochodów to i Twój dziadek i Ojciec pojecie o samochodach i ich prawidłowej eksloatacji mają raczej marne a podejście do wszelkich wymian i napraw to już mają typowe dla polaka wychowanego w PRLu - "coś tam się wymyśli". Notabene to podejście przypuszczalnie jest przyczyną ok 25% tragicznych wypadków w tym kraju.

Za to Twój facet nie robi wszystkiego po łebkach. jak trzeba coś wymienić to chce wymienić i nie można mu miec za złe, że w przypadku elementów tj. hamulce nie rozwiązuje sprawy kombinowanie z wkładaniem czegoś używanego, przerdzewiałego, być może pochodzacego z auta tak rozpieprzonego, ze i tak nie bedzie to działać. Sorry wg. mnie gość ma dużo większe pojęcie, nie zadowala się półśrodkami bo w pewnych przypadkach one po prostu nie wystarczą. I to świadczy o pewnej świadomości tego człowieka.
Po prawdzie nigdy bym od rodziny auta nie kupił - rzecz martwa zazwyczaj złośliwa i wtedy potrafi właśnie wpływac negatywnie na stosunki. Tu jest jeszcze gorzej bo to już prawie ale jeszcze nie rodzina i na miejscu Twojego faceta też miałbym poczucie, że chyba po prostu zostałem wydymany...bo przyszła rodzinka wcale niż stać isę nie musi a problemu się pozbyła. Wina troszkę jest twojego faceta też. Bo zaufanie zaufaniem a auto mimo wszystko jesli nie przegląd to powinno od razu przejśc rutynowe wymiany płynów i servis klimy. To nigdy nie szkodzi. ponadt chyba jeszcze krótko się znacie albo on zna słabo Twoją rodzinę bo nawet z samego postu już wynikło że i dziadek i ojcieć (Twój) to ludzie dla których sprawne auto w super stanie to po prostu takie które odpala, toczy się do przodu i daje zahamować...nic więcej i nic mniej. A to jednak nie do końca jest tak.

Jkaie wyjście z tej sytuacji. Gdzieś tam przeczytałem, ze to już drugie lato tego R w rekach Twojego faceta....więc...pewne rzeczy na pewno sa następstem braku pierwszego oglądu. Z drugiej strony skoro mineło tyle czasu....to trudno oczekiwac czegoś jako zadośćuczynienie...do tego słyszac o częsciach ze szrotu co się je przetoczy....no...raczej od tematu tez wolałbym się trzymać z daleka i pozostaje meka pańska i wypakowanie tyle kasy ile trzeba by samochód zaczał naprawde normalnie jeździć.
Ale nie bardzo sie jest już o co kłócić - to tylko samochód - rzecz nabyta - dziś jest, jutro może nie być i wiele to w naszym życiu nie zmienia, poza tym ze albo mamy albo nie mamy własnego środka transportu, który pochłania kolejną rzecz nabytą - pieniądze. Kwestia podejscia do samej kasy i rzeczy materialnych. I chyba w tym temacie musisz powaznie z gościem porozmawiac bo chyba wpadł w jakiś zaklęty krag i nie zmierza to ku niczemu dobremu. Porozmawiac to znaczy nie przekrzykiwac się.


:taa: :brawo: :ok:

Brt - Pią Kwi 10, 2009 10:31

Cytat:
Ale nie bardzo sie jest już o co kłócić - to tylko samochód - rzecz nabyta - dziś jest, jutro może nie być i wiele to w naszym życiu nie zmienia, poza tym ze albo mamy albo nie mamy własnego środka transportu, który pochłania kolejną rzecz nabytą - pieniądze. Kwestia podejscia do samej kasy i rzeczy materialnych. I chyba w tym temacie musisz powaznie z gościem porozmawiac bo chyba wpadł w jakiś zaklęty krag i nie zmierza to ku niczemu dobremu. Porozmawiac to znaczy nie przekrzykiwac się.


:brawa: :ok:

JoAsia - Pią Kwi 10, 2009 18:02

Witam jedną Panią i wszystkich Panów ;-)

Dziękuję Wam za odpowiedzi. Przyznam się, że śledziłam wątek na bieżąco, na spokojnie sobie przetrawiłam wszystkie wypowiedzi i przemyślałam pewne rzeczy.

Chciałam wyjaśnić, bo ktoś po drodze wspomniał o pewnej sprawie. To nie jest tak, że mój chłopak teraz wyjechał z żalami, po półtora roku- on miał je praktycznie od początku, od pierwszych tygodni po kupnie. Potem się uciszyło trochę, ostatni okres, a teraz znowu wypłynęło w zeszłym tygodniu. Z jednej strony go rozumiem- do kogoś trzeba ten żal mieć, gdzieś dać ujście złości na siebie i swój zły wybór, wybór na który miał wpływ mój tata, ja, ale jednak jego wybór.

Często padały w Waszych postach słowa"nie robi się interesów w rodzinie" - żebyście wiedzieli jak często to zdanie jest mówione w mojej rodzinie po tym zdarzeniu :roll:

Żałujemy wszyscy po kolei, jednak na żal za późno. Myślałam o tym wszystkim i wściekłam się na dziadka. Po czasie, ale mam ochotę tak mu pojechać, zdałam sobie sprawę, że zaniedbał podstawowe rzeczy. Taki kurna pedancik, obydwoje z babcią są typem "widzę-każdy-pyłek", jak przyjeżdża to mojemu ojcu w garażu sprząta, bo psychicznie wytrzymać nie może. Eh, nie będę się rozwodzić nad tym, bo w poniedziałek będę się z nimi widzieć i lepiej sobie nie robić ciśnienia.

Kupił dziadek samochód, wg zapewnień poprzedniego sprzedawcy w super stanie, nic mu się przez okres użytkowania nie spitoliło, robił tylko roczne przeglądy i cześć. Cackał się z nim jak z jajkiem to wiadomo, że nic nie zapiszczało, nie zawarczało. Dopiero jak samochód dostał mocniej w kość od bardziej wymagającego kierowcy to się posypało wszystko co pewnie tam się ledwo trzymało. Jestem okropną wnuczką, ale bardzo mnie cieszy fakt, że dziadek niedawno kupił sobie w miarę nową bryczkę, bodajże 3-4letnie Audi, wpakował ponad 40 tysi i też coś się tam powaliło i sporo dokładał. Miód na serce :oops:

O podejściu mojego taty szczerze mówiąc nie chce myśleć. Tata to tata, bohater życia, nie chce mi się przyznawać, że nawalił na całej lini i proponował jakieś dupne rozwiązania. Thrillco napisał wszystko w tym temacie w swoim poście.

Ogólnie mój pan i władca wymienił w zeszłym tygodniu klocki i wyrównał tarcze, dziś jechaliśmy do domów na swięta i podobno hamuje nieźle, ręczny zaczął działać lepiej i ani razu się kontrolka ABSu nie załączyła, może ten problem zniknął. Gadaliśmy o tym wszystkim trochę. Auta teraz sprzedać nie można, bo niestety, ale zmarł tata chłopaka, współwłaściciel samochodu i byłoby to skomplikowane, to po pierwsze, no a po drugie... dla mnie to złe wyjście, bo sprzedając samochód dostanie jakieś 8 tysięcy, część pójdzie na spłatę kredytu, który tak czy siak długo jeszcze musiałby być spłacany, a samochodu by nie było :( Dla mojego to sens życia, jak sam dziś powiedział "usycha bez samochodu". Dlatego ja sama w ramach zadośćuczynienia mu pomogę z tym wszystkim. Jeśli wymieni się amortyzatory, poduszkę i zrobi tą klimę to już tylko kosmetyka zostanie, ale sprawny będzie przynajmniej. Czyli jeszcze ze dwa tysie i jesteśmy w domu... :roll:

Brt - Pią Kwi 10, 2009 18:15

JoAsia napisał/a:
Jeśli wymieni się amortyzatory, poduszkę i zrobi tą klimę to już tylko kosmetyka zostanie, ale sprawny będzie przynajmniej. Czyli jeszcze ze dwa tysie i jesteśmy w domu...

Przede wszystkim niech dobrze zdiagnozuje co rzeczywiście trzeba wymienić/naprawić bo niekoniecznie musi się to pokrywać ze słowami mechaników :ok: ;) Niech zajrzy na forum, poszuka podobnych tematów, zajrzy/zadzwoni do www.tomateam.pl czy też podzwoni po szrotach roverkowych w sprawie niektorych cześci i bedzie dobrze :) I podjedźcie kiedyś na spot niedzielny na Bemowo, tam Wam na bank lokalni Roverianie pomogą :ok: :)

Panna_Migotka - Pią Kwi 10, 2009 18:17

JoAsia napisał/a:
Witam jedną Panią i wszystkich Panów


a którą bo pisałysmy trzy??? :lol: