Wysłany: Pon Lip 20, 2009 13:45 polskie drogi, polscy kierowcy...
niespelna 2 tygodnie temu mialem zdarzenie, ktore skonczylo sie calkiem dobrze, choc moglo zakonczyc sie tragicznie.
trasa Annopol-Sandomierz, ladna pogoda. zaraz za Annopolem skrecam w lewo i mam dluuuga prosta pusta droge. dosc szybko doganiam autko dostawcze. dopadlem go, lewy kierunek wyprzedzam.... nagle gosc na lewy pas zjezdza....
zawsze myslalem, ze w takiej sytuacji, jako slaby kierowca nie bede umial sie zachowac i cos glupiego sie stanie... bo dlugim przemysleniu stwierdzam, ze chyba lepiej nie moglem zrobic...
bylem praktycznie na rowni z gosciem i jechalem duzo szybciej (nie budowalem predkosci zaraz za gosciem, dojechalem do niego juz rozpedzony) i wyszlo mi, ze nie uderzy mnie w bok, tylko trafi gdzies z tylu, robiac mi prawdopodobnie klasycznie zatrzymanie w stylu amerykanskiej policji. nie wiem, moze bym dachowal? nie chce o tym myslec. w jednej chwili podjalem decyzjie o ucieczce w lewo. z dorgi mnie sciagnelo na pobocze, trzesie, jakis trzask i huk, stracillem praktycznie panowanie nad autkiem, a znak zblizal sie coraz szybciej. dalem gazu, wyprostowalo go troche i udalo mi sie pod w miare ostrym katem wrocic na ulice. zwolnilem i lekko sie bujajac zatrzymalem auto. dostawczy uciekl....
jako, ze nigdy nie mialem takiej sytuacji to po prostu siedzialem jak warzywko w samochodzie. numerow nie mialem szans zapisac, ale na policje moglem dzwonic, zeby probowali przechwycic. a ja tylko siedzialem w aucie. po jakims czasie wysiadlem, pochodzilem po miejscu zdarzenia. nie znalazlem nic i nikogo, co moglo spowodowac zjazd goscia na lewy pas. na podnosniku unioslem lewy przod. nic nie wyciekalo, nic nie wisialo, opona rozerwana, felga w miare dobrze wygladala. zdjalem kolo, zalozylem zapas i doturlalem sie pare kilometrow do Zawichostu. tam na stacji jakiejs mlody chlopaczek wzial na kanal moje malenstwo i poogladal troche.
tu jest zabawna sytuacja. gosc na szybko obejrzal moje auto i gdzies wyraznie sie spieszyl. zaraz wyszedl z kanalu i mnie zaprowadzil chwalic sie... swoim roverkiem 200 lekko ztunowanym:)
w kazdym razie dojechalem do celu podrozy (Mielec), udalo mi sie trafic uzywki pasujace do mojego autka, felge naprostowalem. na drugi dzien na diagnostyke, dokladniejszy przeglad, zbieznosc sprawdzona. wyglada na to, ze wszystko skonczylo sie w miare dobrze. pozostal mi tylko niesmak, ze sfrajerzylem i gosc sobie spokojnie odjechal. za to jest tez duma, ze jak na wpol niedzielnego kierowce i mistrza prostej, calkiem znosnie sobie poradzilem.
edit:
a, i do tej rozerwanej opony miesci mi sie cala piesc, czyli calkiem fajnie strzelilo:/
SPAMU¦
Wysłany: Pon Lip 20, 2009 13:45 Post o charakterze reklamowym. Każde Twoje kliknięcie zwiększa nasze szanse przeżycia ;)
Ja na motocyklu dość często mam podobne przypadki bo ludzie w ogóle nie zwracają na nas (motocyklistów) uwagi.
west, szczęście że skończyło się tylko na oponie. Widocznie nie jesteś taki niedzielny kierowca bo pewne odruchy już weszły Ci w nawyk. takie ucieczki wykonuje się instynktownie przecież.
_________________ Koła wystarczą 4...cylindrów musi być 5
_________________ to boost or to boost even more - that's a question
west [Usunięty]
Wysłany: Pon Lip 20, 2009 14:27
Zukowaty napisał/a:
Ja na motocyklu dość często mam podobne przypadki bo ludzie w ogóle nie zwracają na nas (motocyklistów) uwagi.
west, szczęście że skończyło się tylko na oponie. Widocznie nie jesteś taki niedzielny kierowca bo pewne odruchy już weszły Ci w nawyk. takie ucieczki wykonuje się instynktownie przecież.
no wlasciwie to nie mialem skad podlapac instynktu. mam dobry refleks z powodu uprawianego sportu, ale to wszystko. w sumie w zyciu zrobilem nie mniej niz 30k km, takze zaden ze mnie 'weteran'. agresywnie jezdze tylko sam i na pustych drogach w mysl zasady, ze swoja glupote bede placil sam, choc nie powiem tez, zebym byl potulny na ulicy.
po zdarzeniu na spokojnie bratu i tacie opowiedzialem wszystko. tata jest zawodowym kierowca i kilometry mu sie juz w milionach licza, a brat z zamilowania maniak. tata nic nie mowil tylko sie cieszyl, ze nic sie nie stalo, natomiast brat mowil, ze frajer jestem i ze w takim momencie sie hamuje, trabi i mocno trzyma kierownice. jego wina, on placi.
w sumie mi glupio bylo i dopiero pare dni temu mi powiedzial, ze po przemysleniu calej sytuacji przyznal mi racje. gdyby przy tych 90-110 gosc mnie trafil na wysokosci tylnego kola, chocby lekko, to mogloby mnie obrocic i moglo sie skonczyc chocby na dachowaniu, takze wybralem dobrze, ale tego, ze policji nie wydzwonilem to mi nie darowal:)
w sumie jakos sam sie czulem temu winny, w mysl, ze moglem nie wyprzedzac:)
Sam nie wiem jakbym się zachował na twoim miejscu, dlatego podziwiam że udało ci się opanować sytuację i zaniżyć poziom uszkodzeń do minimum to tylko jest kolejnym przykładem tego że na drodze trzeba jeździć na oriencie i mieć oczy otwarte na wszystko.
_________________ .: Podpis użytkownika wymaga
edycji :.
Taka sytuacja, jak opisuje west, nigdy mnie nie zaskakuje, bo po prostu biorę ją pod uwagę. I nawet gdy już mi gościu wyjedzie, to widzę czy się mieszczę i odpowiednio szybko reaguję.
Nie jestem jakimś Boskim Dżonym na drodze, po prostu naprawdę nikomu nie ufam; nawet gdy 15 minut nie mogę wyprzedzić TIRa, on mi mrugnie, że już mogę, nie wyprzedzę póki sam nie zobaczę. Na drodze warto być takim maksymalnie niewiernym Tomaszem i ZOZ stosować non-stop
Nie wiem ile pokonujecie km rocznie; ja robię ponad 40tys. na naszych drogach i jeszcze nigdy nie miałem sytuacji, która mnie zaskoczyła. A naprawdę nie jeżdżę wolno.
_________________ Lincoln Continental `77 *** M-B 320E *** M-B E500
Jakiś czas temu wiozłem żonkę do kliniki w Bydgoszczy...
Znalazł się taki jeden co z pasa dla skręcających w lewo (na światłach) poszedł prosto mijając wysepką lewą stroną....
Krew się we mnie zagotowała...
Ogień w "garnki" , szybki manewr i ze 170 dość szybko na 90... Już się nie odważył wyprzedzić...
Typowy przykład "mam szybki wóz więc mogę wszystko"....
Ale nie tylko on ma szybki wóz i nie tylko jemu może się spieszyć...
Ja akurat musiałem się spieszyć do Kliniki , a jednak starałem sie nie łamać (zanadto) przepisów... Vmax 100 w porywach na prostej 120...
Ale...( Chłopaki!!! Ja mu chyba pier%$^nę, bo) hamstwa nie zniese...
Inna sytuacja innym razem , w drodze powrotnej z Bydgoszczy....
Wyprzedzam O.Omegę 2.0... Jest szarówka... Prosta...
Omega toczy się 80km/h...
Zaczynam...
On "w pedał"...
Ale żeby to był "małolat"...
Moje kochanie się mu przyjrzało...
Facet około 45 lat z niewiele młodszą pasażerką...
Wskazówka się dźwiga...
TIR z naprzeciwka...
Jak nigdy tego nie robię tak "pedał gazu w asfalt"...
Zeskoczyłam na swój pas (przed nim, bo hamowanie i tak już by już nic nie dało) w dosłownie ostatniej chwili...
Samochodem zakołysało tak , ze o mały włos nie straciłem przyczepności...
Podmuch TIRa...
Hamulce mi się zagotowały!!!
Jemu chyba mózg też...
Ze 150 do 40 na około 120m...
Już nie próbował mi się do bagażnika zbliżyć na mniej niż 2000m...
Gdyby nie fakt , że jechałem z żoną i z dzieckiem, to wierzcie mi , albo nie - straciłby szybę w drzwiach kierowcy i kilka zębów...
Jak jestem "zatwardziałym" PACYFISTĄ i nie uznaję przemocy - tak wtedy "się zagotowałem...
Chłopaki... ja mu chyba pier$#&nę... Bo chamstwa nie zniesę...
w drodze do Łodzi nie pamiętam dokładnie w którym miejscu
leci gościu merolkiem jakimś nowym nie znam się na autach w każdym razie limuzynka
droga całkiem ładna lewy pas wolny dojeżdżam do niego jedzie jakieś 70 km/h a że sam nie jeżdżę szybko raczej spokojnie to chwile za nim ale widzę jedzie tak cały czas a za mną widzę zbliżające się auta odchodzę rozpędzam się i zamierzam wyprzedzić to pan merolkiem dodał gazu myślę ok jak będzie jechał te 90 to polecę zrobię miejsce między nami i będzie ok odjechałem kawałek żeby reszty nie blokować to pan zwolnił za mną blokując miejsce między nami i znowu to samo max 70 to ja ponownie szykuje się rozpędzam redukcja itd dojeżdżam on znowu ten sam numer do 120 w chwile miał czym depnąć ja nie bardzo pomyślałem jakiś głupi... dałem sobie siana po za mną już auta widzę coś lepszego za mną bo passat to wyhamowałem bardziej dałem mu wjechać między nas myślałem że jemu się uda wyprzedzić i tu się myliłem pan merolkiem zrobił tak jeszcze 3 razy panu z passata po czym po zakręcie mocno wyhamował a że pas wolny passatem z łuku wyjechał z większa prędkością to go czmychnął nie wierzyłem w to co widziałem później... pan passatem wyhamował w wiosce wysiadł "porozmawiać" z panem z merolka gościu marynareczka taki starszy te dwie piąstki chyba wytłumaczyły mu że pobawić to się może swoimi zabawkami nie mogłem uwierzyć jak stałem za merolkiem i widziałem tą akcje
hehehe i prawidłowo bo sie takim nadzianym staruchom w główkach pierdzieli i tylko zagrożenie na drodze robią swoją dumą ukrytą w swoich szybkich autkach, żeby skały srały to cie nie przepuści jeden z drugim byle by ci pokazać że ma mocniejsze auto i nie masz co sie z nim mierzyć.... też miałem kilka takich przygód jednakże zawsze uciekali gdzieś w boczne ulicznki także nie było sensu gnać za delikwentem po to by mu wytłumaczyć pare spraw tak samo nie spotkałem się aby ktoś wysiadał ale sądzę że tak sie powinno robić może w końcu zmądrzeją
_________________ .: Podpis użytkownika wymaga
edycji :.
Ostatnio zmieniony przez Toshiro Wto Lip 21, 2009 08:17, w całości zmieniany 1 raz
To co opisujecie jest straszne. Ja przyznam, ze boje sie jeździć po polskich drogach. Przez klika dni zrobiłem kilka kursów do Wa-wy i trzy do Poznania. Moje spostrzeżenia sa takie:
Tragiczne drogi a jeszcze bardziej przerażająca jazda kierowców z brakiem mózgu. Nie mogę inaczej określić człowieka co nie ma żadnej wyobraźni. Na pierwszym miejscu stawiam samochody służbowe (osobowe i dostawcze) Na drugim młodych kierowców. Dopiero trzecie miejsce zajmują kierowcy ciężarówek z Litwy (uważani na niemieckch drogach za postrach szos).
Trzecia moja wyprawa do Poznania była droga nie płatną i jeden bardzo "zaradny" kierowca służbowej Skody wyprzedzał w miejscu gdzie były wszelkie zakazy wyprzedzania. Na drodze była wysepka która pokonał po lewej stronie!
Wyprzedzanie polega na tym, że pojazd z przeciwka "zalicza" pobocze żeby uniknąć czołowego zderzenia.
W miejscu gdzie jest ograniczenie prędkości do 50 km/h ja łamiąc przepisy i jadąc 80 km/h jestem uważany za jakiegoś podrzędnego kierowcę który tamuje ruch! Jestem ciągle wyprzedzany i spychany na pobocze. Podwójna ciągła to chyba oznacza, że TU NALEŻY WYPRZEDZAĆ! Bo na drodze Płock Wa-wa to jest nagminne zjawisko.
Teraz rozumiem czemu na Polskich drogach ginie tyle ludzi. :-(
_________________ --== "Z mądrym człowiekiem to i pogadać ciekawie." ==-- Fiodor Dostojewski
west [Usunięty]
Wysłany: Wto Lip 21, 2009 08:01
gdzies slyszalem statystyki, ze wiekszosc wypadkow jest powodowanych przez kierowcow w sluzbowych autach, ktore stanowia ... 3% wszystkich aut na drodze:/
vexator [Usunięty]
Wysłany: Wto Lip 21, 2009 22:31
Ja niedawno miałem mniej szczęścia... Jadąc krajową K-11 wymijałem na łuku drogi DAF'a z naczepą. Daf'a wyminąłem, natomiast z naczepą byłem zmuszony się zmierzyć Naczepa bowiem w wyniku nieodpowiedniego naddania przez kierującego ciężarówką wpadła w poślizg i znalazła się na przeciwnym pasie ruchu (ucieczka do rowu nie była możliwa-bariera ochronna).
Obrażenia jakich doznałem nie były ciężkie, dzięki samochodowi jakim jechałem ale sam fakt nie zatrzymania się zawodowego kierowcy na miejscu wypadku znacznie zmniejszył moje zaufanie do nich. Tylko dzięki kolegom z CB kierowca został uświadomiony jakiego występku dokonał i kilkadziesiąt kilometrów dalej zjawił się na komendzie policji. Późniejsze tłumaczenie sprawcy wypadku, że "na zakręcie poczuł jakby naczepa wpadła w dziurę" pozostawiam bez komentarza.
Teraz dochodząc do zdrowia mogę tylko się cieszyć, że służbowy wyjazd odbyłem służbowym samochodem, bo strach pomyśleć jak wyglądałby mój R po takim zdarzeniu nie mówiąc już o mnie...
W sumie jeśli nie patrzył w lusterka to mógł tak poczuć. Wujas kiedyś przywiózł do jednostki znak drogowy z wielką bryłą betonu w przegubie pomiędzy ciągnikiem a naczepą. Mówi że nawet nie poczuł.
_________________ Koła wystarczą 4...cylindrów musi być 5
Ja miałem tak 2 lata temu.
Jadę przez las za ciężarówką z drewnem. Wychylam się by wyprzedzić nic nie jedzie.
Jechałem wtedy poczciwym Golfem II
Zaczynam gościa wyprzedzać a ten z całej siły po hamulcach.
Ja pedał do podłogi, pisk opon postawiło mnie bokiem, szybka kontra, brzdęk podkrzywionej felgi, jestem z powrotem na drodze.
Wyhamowałem ze 3cm przednią szyba od wielkiej bali drewna.
Kilka małych gałązek leciutko zarysowało maskę.
Prawa tylna alufelga szmelc. O dziwo powietrze z koła nie zeszło.
Gościu jak zobaczył ze do Niego idę spokojnie odjechał
Ja na CB nadałem nr i chłopaki z innej ciężarówki stanieli w poprzek drogi.
Gościu się tłumaczył że mu mucha po kabinie latała i musiał się zatrzymać i ja zabić bo go gryzła.
Na prostej drodze podczas wyprzedzania przez niby muchę wcisnął pedał hamulca do oporu.
Toż to trzeba mieć jakieś zwarcie w mózgu.
10 lat mam prawko i boje się jeździć A jak już kogoś wiozę to obowiązkowo pasy musi zapiąć inaczej nie ruszę.
Auto obowiązkowo z poduszkami i nie uznaje bitych.
Poprostu się boję.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum