Wysłany: Pon Cze 29, 2009 13:35 [rozwiazany][R416 91r] Problem z odpaleniem - alternator?
Witam, forum przeglądam już od jakiegoś czasu, ale na szczęście nie musiałem jak dotąd nic pisać - ale przyszła i na mnie pora. Tyle tytułem wstępu i przywitania
Otóż dzisiaj zostawiłem w roverku włączone cicho radio, tak ze 3-4 godziny. Ku mojemu zdziwieniu, później nie mogłem odpalić, akumulator wyglądał na rozładowany na tyle, że nawet rozrusznik nie zakręcił. Zdziwiło mnie to, bo jeszcze ze dwa miesiące temu podobny problem miałem, ALE po praktycznie całym dniu bardzo głośnego grania (taka impreze w plenerze...), co akurat było normalne.
Dwuletni akumulator, z którym dotychczas problemów nie było, żeby po paru godzinach padł... coś jest nie tak.
W każdym razie kumpel wspomógł mnie prądem od siebie - połączyliśmy akumulatory, po chwili mój rover odpalił jak trzeba. Zrobiłem nim parę km (z wyłączonym wszystkim co się da, łącznie ze światłami) żeby się podładował i... właśnie. Po zgaszeniu, najpierw ledwo co zakręcił, drugi raz znowu brak napięcia... Po przekręceniu kluczyka tylko kontrolki piszczą i wariują.
Całą czynność powtórzyliśmy od nowa, skutek ten sam. Wygląda tak, jakby alternator nie ładował akumulatora - tyle ile pociągnąłem od kolegi, na tyle mi starczyło (raz czy dwa odpalić)
Mam jeszcze dwie uwagi, chociaż nie wiem czy mogą mieć jakikolwiek związek - dzisiaj wiozłem w bagażniku zepsuty rower (dwukółkę . Wiadomo klapa na wybojach trochę w niego stukała, przy otwartej klapie standardowo włączyły się awaryjne.
Pod koniec drogi, te awaryjne same się wyłączyły (co mnie właśnie zdziwiło), ale potem sprawdzałem i wszystko działało OK. Piszę to bo przeglądając forum natknąłem się na stwierdzenie że z elektryką ma wiele wspólnego tajemnicza dla mnie wiązka klapy tylnej... Tylko nie wiem czy i gdzie może ona być w moim 416
Druga sprawa - kilka dni temu zdejmując boczek drzwi zauważyłem, że mam tam jakieś szybkozłączki rozłączone - okazało się że to od centralnego zamku, którego dotąd nie używałem wcale (poprzedni właściciel powiedział ze nie działa, dlatego też wyjal bezpiecznik). Podłączyłem, wsadziłem bezpiecznik i centralny działał.
Nie mam zbytniego doświadczenia, ale chciałbym cokolwiek samemu sprawdzić przed wizytą u elektryka. Akumulator RACZEJ nie powinien jeszcze umierać, czy to może być jakieś zwarcie, czy coś na lini akumulator - alternator?
Byłbym wdzięczny za wszelkie wskazówki.
Ostatnio zmieniony przez wzs Sro Lip 01, 2009 23:36, w całości zmieniany 1 raz
SPAMU¦
Wysłany: Pon Cze 29, 2009 13:35 Post o charakterze reklamowym. Każde Twoje kliknięcie zwiększa nasze szanse przeżycia ;)
Sprawdz napiecie ładowania z alternatora,mozliwe ze trzeba go zregenerowac-regulator napiecia,szczotki.Nastepnie mozesz sprawdzic połaczenia masy od akumulatora.Pozniej mozesz sprawdzic co kradnie ci prad,na zgaszonym aucie.
Zdaje się że centralny jak jest z alarmem to jak aktywujesz alarm to centralny ma blokady zamków pod prądem i może któraś z blokad jest trafiona i kradnie prąd. (dlatego poprzednik wyjął bezpiecznik) Może być też uszkodzony sam akumulator bo czasem dostaje zwarcie na celi i lampki sie zaświeca ale nie zakręci ba nawet radio będzie działać nie wskazując na uszkodzenie. zmierz napięcie akumulatora po odpięciu go z samochodu i naładowaniu i po odczekaniu chwile po odpieciu z prostownika u mnie pokazywał 10V i był na szmelc
[ Dodano: Pon Cze 29, 2009 15:26 ]
no a swoja droga sprawdź napięcie ładowania powinno być ok 14,5V
_________________ wcześniej PoldoRover 10 lat złego słowa nie powiem
Rover 220SDi "szedł jak pocisk"
LR Freelander 1.8 Hard top PB/LPG będę tęsknił
teraz Rover 75 2.0 V6 Charme [mruczek] zobaczymy kupiony 13 w niedzielę
LR Freelander 1.8 SCAPA Sport
MG TF 160 srebrny pocisk
Okazało się, że alternator był uszkodzony.
Elektryk stwierdził że w przypadku tego modelu alternatora (japonczyk) to nie bardzo jest co regenerować jak będzie walnięty. No i niestety kase wyłożyłem na nowy, ale chociaż mam czym jeździć
Ehh mechanicy - mój elektryk zawsze powtarza że w alternatorze praktycznie wszystko można wymienić (zregenerować) ja juz tak dwa alternatorki odratowałem - koszt były tak przeciętnie ok 50 - 100 zł naprawa. A wiadomo może tylko szczoteczki albo diody ci poszły.
Ja za regulator napięcia, oryginał, Lucas, w Warszawie, przy ul. Prymasa Tysiąclecia, nieopodal Dworca Zachodniego, jest taki dość duży zakład, regenerujący alternatory i rozruszniki, dałem 45 PLN, a za prostownik, też oryginał, 40 PLN. Stojan mieli za 80 PLN.
Działo się to w styczniu 2007, gdy padł w moim Poldoroverze alternator, awaryjnie wstawiony, bo oryginał padł w sierpniu 2006. W tych maszynkach bardzo często padają diody prostownika, i to na złość, dodatnie, konkretnie przebija je, a co to powoduje, patrząc na akumulator, to każdy wiedzieć będzie od razu, jak wie, w jakim obwodzie owa maszynka z nim jest połączona. Wystarczy, że przebije nawet jedną diodę dodatnią, a akumulatorek rozładuje się do masy, do tego jest to o tyle niebezpieczne, że może go rozerwać, bo przebicie diody prostowniczej puszcza od razu "grube" ampery.
Naprawiłem sobie alternator sam. Regulator wymienia się w minutę, trzy śrubki na nasadkę nr 5 czy 6 i już. Gorzej jest z prostownikiem, bo jest on lutowany do końcówek faz i trzeba mieć talent albo sposób. Ja odłączałem go za pośrednictwem użycia dwóch lutownic równolegle, da się to zrobić.
Od naprawy przejechałem Poldoroverem jakieś 50 - 55 kkm i działa on jak należy, a ma co wykarmić, jakoże od grudnia 2006 roku mam 'mamę' w postaci ZAP Piastów 62 Ah.
_________________ Człowiek pochodzi od małpy. W czerwonym.
Nom czyli tak jak myślałem nie zdarł ze mnie mój elektryk. Poczciwy z niego człowiek jak cos doradzić czy zauważy że cos się kończy to powie delikatnie że trzeba tym a tym się zająć.
A alternator nowy pewnie w okolicy 400 - 500 zł
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum