Zobacz temat - Naprawdę było w CV ...
 
Forum Klubu ROVERki.pl

Offtopic - Naprawdę było w CV ...

Azazel85 - Pon Cze 23, 2008 02:23
Temat postu: Naprawdę było w CV ...
Pracując w dziale personalnym, przeprowadzałem m.in. rekrutację - świetna sprawa :)

Oto różnego rodzaju perełki znalezione w CV i LM, czy zachowania w czasie rekrutacji zaczerpnięte z pewnego forum rekruterów;)

Rzeczy i zabawne, i jako wskazówka na co Ci groźnie wyglądający rekruterzy patrzą, na co zwracają uwagę, na co uważać, czego unikać... ;)

Jeżeli macie jakieś swoje ciekawe doświadczenia związane z rekrutacją na jakieś stanowisko - pochwalcie się i podzielcie z innymi;)

Jak się komuś niektóre rzeczy będą podobały, niech napisze który nr - będziemy mieli ranking :D


  1. Right the Drive - Prawo Jazdy
    Music School of Third Step - Szkola Muzyczna Trzeciego stopnia
    I have purchesed the knowledge - nabywalem wiedze
    I to co mnie powalilo i to dla mnie numer jeden jak dotad:
    If it walks about MES - Jesli chodzi o MES

  2. Mnie zaskoczył kandydat, który przekopiował różne informacje z internetu bezpośrednio do CV i nie sformatował dokumentu (każde słowo inną czcionką). Wyglądało to jak patchwork...
    Inny dołączył do CV zdjęcie formatu 10x15 na którym widnieje jego osoba w całej okazałości na tle wymarzonego samochodu.
    Najbardziej zaskoczył mnie jednak kandydat, który aplikował wielokrotnie i - nie doczekawszy się reakcji z mojej strony - przysłał link do swojej (bardzo) prywatnej strony www (zdjęcia rodziny, domu, samochodu, imprez suto zakrapianych alkoholem etc.)

  3. Ja dosłownie kilka dni temu dostałam aplikacje, gdzie kandydat pisze jak to bardzo jest zainteresowany zatrudnieniem, i oferta jest jak znalazł dla niego, ale niestety z powodu nadmiaru obowiązków nie ma czasu na napisanie CV.....no cóż...
    A juz absolutna perelka - kilka lat temu prowadzilam rekrutacje na stanowisko asystentki prezesa i dostałam CV z rozbieranym zdjeciem....

  4. Z drugiej strony rozbawil mnie czlowiek ktory mial po angielsku napisana jakas zgrabna formulke ale za diabla nie moglem sie zorientowac co chcial przez to powiedziec. Kiedy go zapytalem o co mu chodzilo przyznal z rozbrajajaca szczeroscia ze to pisal dawno i teraz nie pamieta co chcial przez to powiedziec.
    Inny majac wpisane do CV znajomosc angielskiego upper-intermediate nie potrafil nic powiedziec po angielsku nic a nic poza "I am ..."
    Zapytalem go wiec czemu wpisal ten intermediate - powiedzial ze w pracy go do takiej grupy zapisali :-)
    A i ostatnio trafilem na czlowieka ktory mial wpisane po polsku - j.angielski - nisko zaawansowany

  5. Jedną z perełek w wersji elektronicznej jakich miałem gdzie była wymagana dobra znajomość komputera to CV regulowane w całości spacjami bez jednego entera.

  6. rzeczywiście coraz częściej aplikacje zawierają prywatne zdjęcia zamiast tradycyjnych. Tylko oczywiście trzeba zachować granice rozsądku:)
    W Polsce bardzo często zdjęcie jest wymaganą częścią aplikacji.
    W Irlandii i Wielkiej Brytanii natomiast, zgodnie ze standardami europejskimi już nie, gdyż zdjęcie nie dostarcza wiadomości na temat kompetencji kandydata, a tylko określa wiek i wygląd, co może stanowić podstawę do zarzutu o dyskryminacje w procesie rekrutacji.

  7. Adres mailowy kandydatki: patelnia-teflonowa@...
    a swoją drogą to adresy mailowe naprawdę czasami są zadziwiające ;)
    Aplikacja kandydatki ze zdjęciem w miniówce oraz w płaszczu z panterki + temat maila : "zdesperowana podejmę każda pracę" ;)

  8. nazwa ulicy, przy której mieszka osoba składająca aplikację, wpisana jako: "Piłsudzkiego" :)

  9. Ja z kolei natrafiłam nie w CV, ale w listach motywacyjnych
    1. kandydatka na asystentkę "Mam doświadczenie w obsługiwaniu prezesów"
    2. kandydat na przedstawiciela handlowego "Posiadam liczną sieć kontaktów, które mogę wykorzystać w pracy"
    3. inny kandydat na przedstawiciela handlowego "Posiadam prywatne BMW (model......), którym mogę jeździć w celach służbowych".
    Smutne, ale prawdziwe.
    O zdjęciach prywatnych nawet nie będę wspominać lub o zdjęciach robionych swojemu odbiciu w lustrze.

  10. Z LM kandydata na praktyki:
    "Szanowni Państwo
    Chciałbym poznać pracę analityków badań marketingowych. Chciałbym sprawdzić, czy zawód statystyka będzie dla mnie odpowiedni. Oczekuję profesjonalnego i poważnego podejścia z państwa strony. Swoje oczekiwania sprecyzuję, jeżeli pozwolą mi państwo stawić się na rozmowę kwalifikacyjną.
    Podpis kandydata"
    Wspomnę jeszcze, że każdy akapit napisany inną czcionką...

  11. Mój ostatni kwiatek to bardziej załącznik niż samo CV, a mianowicie łącznie jakieś 7 MB zdjęć...

  12. Do listy dołączę :
    - bułeczka@ (od Pana który miał prawie 2 m wzrostu )
    - całuśnik18@ (od Pana po 50 tce)
    - zaopiekujsiemna@

  13. A oto kwiatek jeśli chodzi o List Motywacyjny:
    "Jestem najlepszy!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!"
    I to by było na tyle ;)

  14. a ostatnio dostałam CV gdzie oprócz imienia i nazwiska kandydatka umieściła dodatkową kategorię....(uwaga)... "pochodzenie społeczne": klasa wyższa :) .
    Nie wspomnę już o perfumowanych dokumentach, kolorowych papierach, zdjęciach ślubnych oraz na tle fototapety itp., adresach mailowych typu prosiaczek @.... osób aplikujących na stanowiska top managerskie, CV sporządzonych w formacie Excel i wielu innych...

  15. Profil miał w wymaganiach wysoki poziom zdolności werbalnych. Wiec list motywacyjny kandydata był beletryzowaną opowieścią w staropolskim z takimi wypowiedziami jak:
    a juści będziem chadzać na konkurenta,
    a bijać go będziem kłonnicą, cepem,
    aże spasion krwią biedoty pasożyt jeden,
    trudom ekskursji podołać nie zdoła
    i padnie jak łan skoszon, pod nóżęta Pana"

  16. Ja mam wiele kwiatków, w tym z rozmów w języku angielskim - z osobami, które powinny posługiwać się nim biegle. Najbardziej jednak denerwuje mnie, kiedy przychodzi aplikacja, wyglądająca tak (z grubsza):
    [adres email] "ciociaklocia@frufru.pl"
    [temat]: (brak) albo "Fwd:..." albo "praca!"
    [treść maila]: - tutaj preferowane są opcje następujące:
    zero treści, w stopce reklama interii czy onetu
    "przesłyam moje cv" (pisownia oryginalna)
    "moja aplikacja w załączniku. madzia."
    "dziendobry. przeczytalam ogloszenie na stronie i wysylam cv. prosze o odpowiedz" (pisownia oryginalna)
    Dodam, że powyższe są cytatami z listów od osób legitymujących się wykształceniem wyższym, filologicznym.

  17. Rekrutacja na początkującego informatyka-programistę... - cv i list było przesłane w dwóch formach: w mailu (tak po prostu jako treść wiadomości) oraz w ... notatniku...
    W CV przeczytałam wśród umiejętności:
    "- 5o lvl na battle.net'cie w W3:TFT :) " - okazało się, że chodziło o osiągnięcie 50 poziomu w jakiejś grze...
    A w liście:
    "Dysponuje duzymi zasobami wolnego czasu, ogromnymi pokladami energii oraz checia do podjecia ciekawej i niebanalnej pracy zwiazanej z programowaniem, przy ktorej moglbym zdobyc praktyke zawodowa, rozwinac sie programistycznie i zdobyc fundusze na dalsze ksztalcenie (nie mozna cale zycie byc pasozytem w kieszeni rodzicow)."
    "Jestem perfekcjonista, kieruje sie zasadami TAO."

  18. Może nie było w CV, ale w ofercie handlowej :P - strzeżmy się automatycznych translatorów:
    Agencja po iskaniu czynności (Licencja Ministerstwa pracy i
    socjalnej polityki Ukrainy Seria АВ № 327071 od 02.07.2007) Oferujemy
    iskanie wykwalifikowanych pracowników na odmienne fachy po Ukrainie.
    Rozpatrzę wszystkie dezyderaty

  19. Cytuję cały, naprawdę cały list motywacyjny:
    "CHcę się odbić od dna"
    i od tego samego Pana, fragment CV:
    mam praktykę i lubię pracować (*_*))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))

  20. List Motywacyjny:
    "Urodziłem sie bo musiałem , a teraz szukam pracy ktora by moje zycie dopełniła.Polska to biedny kraj o prace trudno a jak jet to tylko dla chinczyka za miske ryzu ,a miska ryzu nie da sie wyzyc bo ceny sa unijne"

  21. odp. na ogłoszenie o pracy dodatkowej:
    Co do pracy rozładunkowej to trzeba mieć jakieś specjalne warunki fizyczne czy wystarczy standardowa krzepa??
    Jestem 24 letnią studentka,posiadam książeczkę sanepidowską..Hmm..i potrzebuję kasy :0

  22. A ja wam szczerze powiem, że wolę zaprosić takiego pozytywnego wariata, niż standardowego, wykutego na blachę z pytań rekrutacyjnych i z zaciśniętym krawatem człowieka. Rewelacyjna okazała się być dziewczyna, która wpadła do firmy z marszu, z ulicy, z gitarą pod pachą i rozwianym włosem ;) mówiąc, że słyszała że szukamy i czy ona by mogła teraz porozmawiać bo zaraz jedzie pod namiot ale baaardzo by chciała. Zrobiła to z takim wdziękiem i uśmiechem, że z góry było widać że w dowolnych kontaktach międzyludzkich sobie poradzi. Dobrze pracowało się też z tą, która w LM napisała, cyt.:
    "Dlaczego powinniście Państwo przyjąć właśnie mnie?
    Dajcie mi dwa tygodnie - to ja Wam pokażę! :) "

    Ale rozkładających na łopatki też jest multum. Pamiętam jak mniej więcej tydzień po założeniu spółki przyszło CV + LM, a w tym LM tekst że facet chce u nas pracować "ze względu na bardzo dobrą opinię jaką cieszy się nasza firma w kraju i za granicą". Kurczę, nie wiedziałam wtedy nawet że my już jakąkolwiek opinię mamy, a co dopiero za granicą ;-)

  23. Fragment listu motywacyjnego:
    "Pracę zawodowa rozpoczęłam w 1991 roku na stanowisku logopedy w szkole podstawowej. Zetknęłam się tam z tak różnorodnymi problemami dzieci i ich rodziców, że mogłam albo przestać pracować albo rozszerzyć swoje kompetencje.(...)Jestem mobilna, gdyż posiadam własny niezawodny samochód."
    A poniżej mail zatytułowany "Dziękczynienie" (za moją odpowiedź, że otrzymałam aplikację tej Pani:)
    "Szanowna Pani!
    Serdecznie dziekuje za okazaną mi udzieleniem informacji zwrotnej toske-
    jestem niecierpliwa i dlugie milczenie zabija mnie powoli.Czekac bede z
    zakleciem zeby niezbyt dlugo na ustach. Dziękuję jeszcze raz i
    pozdrawiam"

  24. Mail z dokumentami aplikacyjnymi w załączniku, a w treści maila tekst: "Cześć, m"
    Znajomość języka obcego "polish- mother tongue"
    Adres mailowy "kocham_cie_misiu@..."
    Pani aplikująca na wysokie stanowiski w swoim liście motywacyjnym, tudzież ogólnie ciekawym (niestety z racji upływu czasu całego nie pamiętam)napisała coś w stylu "jako samotna matka trojaczków z całą pewnością poradzę sobie z wszelkimi wyzwaniami"
    Zdjęcia- to już jest zupełnie inna kategoria Pani aplikująca na Pracownika biurowego wysyła zdjęcie, na którym ma makijaż ala vamp.
    A już absolutny szczyt beszczelności i tupet: Facet już praktycznie po rozmowie, przed samym wyjściem chciał się ze mną umówić na spotkanie, zaznaczył przy tym, że to niezależnie oczywiście od wyniku rozmowy.

  25. Co do błędów popełnianych w CV - ja osobiście staram się podczas rozmowy zwrócić na nie uwagę.Co więcej jest tyle poradników (fakt lepszych bądź gorszych), które podają podstawowe zasady pisania CV i listu motywacyjnego, zatem można z nich skorzystać. Reszta to już kwestia kultury osobistej no i odrobiny wyobraźni.

    tak, jedna z tych porad to --> pisz CV na jedną stronę --> i potem czyta się CV z lupą w ręku :) a w najlepszym wypadku na rozmowie wychodzi, ze Kandydat/ka ma doświadczenie które idelanie pasuje do stanowiska, ale nie wpisane, no bo to na jedną stronę ma być (śmiech na sali)

  26. moja ostania rekrutacja
    -Jakiego wynagrodzenia Pani oczekuje?
    "hm . wynagrodzenie nie jest dla mnie wazne najważniejsza jest dla mnie satysfakcja z osiaganych wyników w pracy...."

  27. kandydat wysyla CV, na samym dole dopisuje "..prosze nie odpisywac na maila, bo nie odpisze i tak.."

  28. Trafiło mi się CV, gdzie adres e-mail kandydatki brzmiał:
    laska-mlaska@buziaczek...
    Oraz informacja w "Przebyte Kursy":
    - KARTA ROWEROWA...

  29. pół biura zastanawiąło się, co oznacza BRISTLE BAY. Doszliśmy w końcu, że chodziło o Zatokę Szczecińską.
    A prawo jazdy - Driving Right

  30. Fragment listu motywacyjnego
    "Szanowni Państwo!!
    Zatrudniając mnie zyskujecie:
    (...)
    - intelekt,
    - doświadczenie: półroczny starz (!!) w Urzędzie Gminy (...)"

  31. Ja się spotkałam z aplikacją, w której znalazła się informacja następująca:
    Wykształcenie: średnie, Technikum .....
    żona - wykształcenie wyższe
    córka - studentka

    > I które z nich przyjęłaś? :)

  32. Zainteresowania;
    Moja córka Laura
    I roczny szczeniak o imieniu Gwiazdka

    Odpowiedź kandydatki na stanowisko związane z odpowiedzialnością i zarządzaniem sobą i ludźmi:
    - Co Pani robiła przez ostatnie miesiące? (w CV jest przerwa 7 miesięczna)
    - Wychowywałam psa.
    (chwila zaskoczenia i kandydatka kontynuuje)
    - Wie pani, to ciężka praca i nie miałam siły ani czasu na nic innego.
    Może to i ciężka praca (nie wiem, nie wychowywałam psa), ale jakoś nie jest już dla mnie po czymś takim przekonujące stwierdzenie, że świetnie zarządza czasem i swoją a pracą...

  33. Ja ostatnio wpatrywałam się w magiczne słówko MÓRAŻ w CV... Bo obsługa "klijęta" czy cechy charakteru: pracochłonność już mnie nie dziwią...

  34. Aplikacja - Handlowiec, treść maila (pisownia oryginalna):
    "Dzień dobry ,jestem zainteresowany oferta pracy.Argumentuje dodatkowo tą aplikacje moją teściową ,która jest emerytowana nauczycielką języka rosyjskiego.
    Prócz tego,przesyłam swoje cv.
    Z wyrazami szacunku"

    podobne w tresci ,ale kandydat napisał, ze ma dwójke bardzo zdolnych dzieci w wieku , 3 i 5 lat oraz ,ze jego mama jest emerytowana nauczycielka j. polskiego a szwagierka posiada wlasne gospodarstwo rolne..

  35. "Jestem kobietą która swój urok osobisty potrafi połączyć z inteligencją". Dodawszy do tego fakt, że mail z aplikacją był wysłany z konta o nazwie "Anusia" (powiedzmy, imię było inne, ale chodzi o formę rzecz jasna), to zastanawia mnie, co autorka przez to chciała powiedzieć o swoich kwalifikacjach...

  36. Argumentacja w liście motywacyjnym(oferta pracy w eksluzywnym sklepie sprzedającym alkohole):
    "Znajomość alkoholi posiadm tylko z życia (oczywiście nie jestem nałogowym alkoholikiem ;) alkoholu używam okazyjnie) wino z dziewczyną, piwo w pabie ze znajomymi, a na większych zabawach wódka. Dlatego poznałem już wiele rodzajów alkoholi, choć nie wszystkich i jestem gotowy nauczyć się tego co jeszcze nie wiem."

  37. Cytat z CV:
    Z pracy zrezygnowałem bo musiałem sobie przynosić narzędzia do pracy z domu, ponieważ X nie udostępnia narzędzi pracownikom. Proponowali mi uczenie się „pożyczania narzędzi od innych pracowników”, co odbierało mi chęć i motywację do pracy

  38. fragment pewnego CV...
    "Pracowałem w rzeźni, gdzie nauczyłem się logicznego myślenia oraz walki z otępieniem umysłowym, myślę tu o pracy przy taśmie."
    oraz...
    "Po tej pasjonującej pracy znalazłem się w innej części Holandii i tu poświęciłem się na krótki okres rolnictwu; konkretnie była to uprawa fiołków afrykańskich, tutaj muszę stwierdzić jednak, że ta praca mnie nie wciągnęła, z różnych powodów."

  39. Z nadesłanych dokumentów aplikacyjnych:
    Thank you from the mountains - z góry dziękuję.
    In relationship to advert.. - w nawiązaniu do ogłoszenia.

  40. Główne hobby to : heavy metal, hard rock i wszystko co z tym związane, muzyka (gram na bębnach w zespole zwanym Stalowy Eunuch, popełniłem kilka koncertów i mam nadzieje popełnić kilka następnych)."

  41. kandydatka na PH do Salonu Orange: poniżej dosłowne cytat:
    "... Myslę, żę bedę idealną kandydatką ponieważ moja babcia mieszka bardzo blisko waszego salonu i mogę u niej spać..."
    "... szukacie kogoś do roboty??"
    "... nie mam doświadczenia w komUrkach ale pewnie szybko je zdobeNde"
    "... pracowałach w kiosku i też sprzedawałam karty zdrapki"
    A mój faworyt: "mogę zkupować smiloki od kljentów bo umiem"

  42. "Data i miejsce urodzenia: 22.VIII.1984 w Świdnicy (mam 23 wiosny)"
    > skoro sierpień to chyba lata a nie wiosny :D
    > A ja myslalam ze 23 jesieni... w koncu trzeba aktualizowac dane :)

  43. ja wczoraj dostałem CV kandydata - jest fotka ;-) Szkoda że do góry nogami!

  44. Dostałam kiedyś podanie o pracę, a raczej wypracowanie, w którym dziewczyna napisała dokładnie jakie są jej marzenia dotyczące samochodu, mieszkania itp. załączyła także swoje zdjęcie w białej rozpiętej koszulce z rozwianymi włosami. Oczywiście nie zawarła nic co mogło świadczyć o jej zawodowym doświadczeniu ale w zamian za jego brak umieściła kilka innych umiejętności takich jak "ozdabianie prezesa własną osobą" itd.
    Wypracowanie zakończyła wręcz bolesnym apelem o pomoc w spełnieniu marzeń (dodatkowo zamieściła link do zdjęcia samochodu).

  45. oto cała treść maila:
    "pozdrawiam
    jestem orwarty i chłonny"
    no jeszcze ten sam osobnik w LM:
    "Znam stopniu bardzo dobrym opsługę komputera i programów medycznych ale nie tylko"

  46. wyciąg z cv :)
    „Obowiązki: zapewnienie zawiadomienia, w miarę możliwości, na bieżąco na jakim etapie
    robut jesteśmy, czego brakuje i „spławianie” Koreańczyków oraz uspakajanie ich, że
    wszystko będzie dobrze”.

  47. 2 cytaty archiwalne - kiedy zastanawiałam się - czy na pewno mamy w nazwie za słowem Agencja Doradztwo Personalne:
    cytat nr 1:
    CV... mam 21 lat 183 wzr waze 87kg jestem w miare przystojny wysylam wam moja fotke w zalaczniku...nie wiem co chcecie zebym umial ale znam angielski w stopniu komunikatywnym albo lepszym, jestem osobą ktora latwo nawiazuje kontakt, lubie prace w grupie... i jestem BARDZO dyspozycyjny wiec moge pracowc 24h czkam na od[powiedz... bardzo mi zalezy na pracy w waszej firmie
    cytat nr 2:
    Witam.Mam 17 lat i jestem zainteresowany praca:) . Mam około 190 cm wzrostu i wydaje mi się że poradzę sobie . Jak wyglądają stawki za godzinę ? I w jakie dni można pracować?
    >moze chcieli zostac twardymi windykatorami :P
    no do tego było jeszcze doczepione zdjęcie - takiego miśka z siłki...

  48. Riding Right - cat.B
    I w opisie kandydata "I am open, agressive, no drugs"

  49. oto adres mailowy:
    tedybilu@.....
    (smutne że ludzie nie dbają zupełnie o swój wizerunek...)

  50. Jedna dziewczyna aplikowała do firmy mojego znajomego na stanowisko sekretarki. Wysłała CV bez zdjęcia, ale za to z adresu: slodkablondzia@... i tu adres serwera jednego z (chyba) serwisów randowych, którego nazwa brzmiała dość... ciekawie.
    Męska częśc załogi chciała ją zatrudnić bez rozmowy :-)

  51. CV błędy ortogrficzne:
    1. W zainteresowaniach "malowanie na płutnie"
    2. W doświadczeniu "Starz"
    List motywacyjny:
    Pani napisała pogrubioną czcionką "jestem silnie zmotywowana finansowo"
    Na rozmowie:
    1. Pani stwierdziła, że ciepłe powietrze spada w dół. (Nie pytajcie o czym rozmawiam z kandydatami podczas rozmowy, ale na pewno nie sprawdzam ich ze znajomości zasad fizyki :-))
    2. Inna Pani stwierdziła, że jej brat jest "wysoko położony" w pewnej organizacji

  52. Ostatnio miałem ładne CV ;-)
    Np.
    Civil State: Cavalier
    List motywacyjny:
    I ask about investigation my CV. Politely. With point of view the professional development
    it would be for me unusually praiseworthy thing and profitable, if I could profitable job peaceable
    with my education and skills.
    Stopień znajomości języka angielskiego: very good written and spoken)

  53. 1. adres ....@nimfomanka.com.pl (z ciekawosci poszukalem okazalo sie ze kiedys podobno taki portal byl;-)
    2. Rozmowa rekruterki z panienką aplikującą do działu kredytów

    Rekruter- czy jest Pani osobą kreatywną?
    Osoba- jeszcze nie
    (mała konsternacja rekruterow......)
    Rekruter- a co oznaczas słowo "kreatywność"?
    Osoba- no, że zarabiam pieniążki i moge dostać kredyt!

    2. Rozmowa Eli z facetem aplikującym na stanowsisko do dzialu ryzyka
    przedsiębiorstawa i controllingu:
    Ela- co to jest analiza ekonomiczna?
    Pan - nie wiem
    Ela - co to jest analiza SWOT?
    Pan- nie wiem
    Ela- co to jest kalkulacja?
    Pan- nie wiem
    Ela- ok, Panie Pawle to w takim razie gdzie Pan widzi siebie ze swoim
    zasobem wiedzy merytorycznej?
    Pan- na stanowisku menagerskim w dużej korporacji

  54. Rekrutacja do firmy budowlanej na stanowisko murarza z dosw:
    CV a w zalaczniku 6 certyfikatow jako piekarz,
    na pytanie o doswiadczenie:
    "bo maka jest jak cement a ukladnie bochenkow chleba jest jak ukladanie cegiel.."

Ok, na razie wystarczy;) Ciąg dalszy nastąpi... :P

A mój "faworyt", to chyba LM z pkt 52... ;) Angielski wydaje mi się znam dość przyzwoicie - ekspert żaden nie jestem, ale dogadam się z większością raczej bez nadmiernych problemów;) Ale tego rozszyfrować nie potrafię... ;)
I ask about investigation my CV. Politely. With point of view the professional development
it would be for me unusually praiseworthy thing and profitable, if I could profitable job peaceable with my education and skills.
:)

Eddek - Pon Cze 23, 2008 07:35

Azazel85 napisał/a:
13. A oto kwiatek jeśli chodzi o List Motywacyjny:
"Jestem najlepszy!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!"
I to by było na tyle

To miazdzy :D

mario_81 - Pon Cze 23, 2008 11:34

niezłe "kfiatki" :mrgreen:
Viniu - Pon Cze 23, 2008 11:50

No... obśmiałem się zdrowo :D
piter34 - Pon Cze 23, 2008 15:43

:mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:
Thrillco - Pon Cze 23, 2008 22:24

Dobre...tez miałem przygodę z rekrutacją ale tylko w pierwszym stadium tej drogi, czyli przerzucenia wszyskich papierowych CV..było tego z 300szt. Do dziś mam traume przez jedno notorycznie pisane słowo przez wszystkich niemal aplikantów i co wiecej, wszyscy z wyższym wyksz. (ja mam ledwo średnie) - kocham nasze elity i medrców oraz ludzi wyksztąłconych za ich...UPARTOŚĆ.
Jak dla mnie to była masakra. Ale bywają jeszcze takie żeczy jak..teolożka..co więcej taką terminologię ostatnio usłyszałem w radiu i TV...qrde co się dzieje z tym swiatem. Debile po studiach zarabiają mase kasy tylko dlatego że mają papier a ludzie naprawde na poziomie zapieprzaja za grosze bo albo mają nie taki kierunek albo za niskie (qwa jak nie nawidze tego idiotycznego stwierdzenia) kwalifikacje.
Oooo...ile to razy miałem ochote zapytać rekrutującego, czy półdebil stojący za mną, który wczesniej nawet ine wiedział w które drzwi ma wejść mimo, ze na nich była nazwa firmy, ma lepsze kwalifikacje?
Albo przygoda w salonie gdzie aplikowałem ale z powodu "zbyt niskich kwalifikacji" nie zostałem przyjety. Oczywiscie głowny powód to - brak wyższego wyksz. (które o niczym nie świadczy), i fakt, ze wczesniej nie pracowałem w zadnym salonie samochodowym a sa i tacy kandydaci, no i oczywiscie po studiach. Mówie...ok zgadzam się, tylko czy któryś z nich ma za soba 5 lat prowadzenia własnej dzialalnosci gospodarczej w handlu? No raczej nie, ale mają doświadczenie z salonów samochodowych. OK, widze ine powalcze. Podchodze do kolesia pracującego jako sprzedawca w tym salonie "co pan może mi powiedziec o tym samochodzie...nie patrzac w folderki, prospekty itp. " Potrafił wymienić cene modelu podstawowego (bo była na tabliczce obok auta) i że ma w standardzie 2 poduszki i elektryczne szyby. No a...silnik...yyy..no ten modell to....bida...nie wiedział czy stojący w salonie model miał silnik cytowany na tabliczce czy nie..pomijając fakt, ze model stojący tam to była wersja bogatsza od podstawowej :D Podziękowałem i poszedłem...Wiem, że mało kogo obchodzi teraz to co auto ma pod maską ale mocą, dobrym silnikiem, wyposrzeniem i nakrecaniem klienta sprzedaje sie samochód a nie stekaniem yy, ten ..nooo...

I tak oto nie pracuje w miejscu o którym marzyłem ale..kij z tym nie mam źle. Bynajmniej rekrutujacy też nie sa bez skazy.

piter34 - Wto Cze 24, 2008 15:17

Thrillco napisał/a:
Debile po studiach zarabiają mase kasy tylko dlatego że mają papier

Powstrzymaj się od takich uogólniających, opartych na wąskim gronie obserwacji i emocjonalnych komentarzy, bo mijasz się z prawdą i prosisz się o ostrzeżenie.

dobryziom - Wto Cze 24, 2008 15:54

Thrillco napisał/a:
Debile po studiach zarabiają mase kasy tylko dlatego że mają papier


nie zgodzę się... ostatnio zmieniałem prace i papierek to ostanie na co patrzą, jak masz to dobrze jak nie to nic sie nie stało. Ważne jest twoje dotychczasowe doświadczenie oraz jak sie potrafisz zaprezentować :)

zouza - Wto Cze 24, 2008 16:05

dobryziom napisał/a:
Thrillco napisał/a:
Debile po studiach zarabiają mase kasy tylko dlatego że mają papier


nie zgodzę się... ostatnio zmieniałem prace i papierek to ostanie na co patrzą, jak masz to dobrze jak nie to nic sie nie stało. Ważne jest twoje dotychczasowe doświadczenie oraz jak sie potrafisz zaprezentować :)


Ja mam papier i po 1 nie uważam się za debila, po 2 nie starcza mi od wypłaty do wypłaty, ale lubię to co robię i cenię sobie moją pracę.

Eddek - Wto Cze 24, 2008 17:28

A ja nie mam papiera i jestem swir :]
Thrillco - Wto Cze 24, 2008 17:54

Znowu źle odczytane czego przykładem jest kolega zouza (bądź kolezanka) ma papier nie jest debilem no to i zarabia cieniutko...mam podobnego kolege w pracy. I nie uogólniam ale tak jest...masa ludzi z którymi mam do czynienia i którzy mienią się wyższym wykształceniem to zwyczajne ćwoki z połową bądx ćwierć mózgiem...takie sa smutne fakty, ze nie styka być człowiekiem na poziomie, trzeba mieć konotacje. Dziwna przypadłośc, mają je w wiekszości przypadków totalne buraki.
maciej - Wto Cze 24, 2008 18:09

Thrillco napisał/a:
Znowu źle odczytane

To może nie problem z odczytywaniem, tylko z pisaniem, bo co chwila ktoś Cię tu źle odczytuje...

ezy - Wto Cze 24, 2008 18:14

Przywaliłeś Thrillco wszystkim po studiach i to zdrowo ale...nie z takimi opiniami się na budowie stykałem. I mało mnie interesują opinie na temat ile powinienem lub nie powinienem zarabiać. Ale wracajac do tematu - miałem kiedyś styczność z mailem/CV przesłanym do naszej firmy, który rozpoczynał się od słowa "Dziędobry"
Pomijając fakt, że przesłany był do nas-projektantów a dotyczył pracy w fabryce, którą zaprojektowaliśmy :) Tak jakbyśmy mieli wpływ na to kogo nasz Klient zatrudnia :)

Thrillco napisał/a:
takie sa smutne fakty, ze nie styka być człowiekiem na poziomie, trzeba mieć konotacje

Nie chwytam :(

piter34 - Wto Cze 24, 2008 18:25

Thrillco napisał/a:
Znowu źle odczytane czego przykładem jest kolega zouza (bądź kolezanka) ma papier nie jest debilem no to i zarabia cieniutko

Jest taki symbol obok nicka. Oznacza on płeć.
Co do odczytania... nie pisz dosłownie co Ci mózg na palce przyniesie, waż słowa... to nikt Ciebie źle nie odczyta. :ok:

Thrillco napisał/a:
I nie uogólniam ale tak jest

Co za argumentacja :rotfl3:

Thrillco napisał/a:
masa ludzi z którymi mam do czynienia i którzy mienią się wyższym wykształceniem to zwyczajne ćwoki z połową bądx ćwierć mózgiem...takie sa smutne fakty

W dziwnym otoczeniu żyjesz.
Mógłbym Ci podać "n" kontrprzykładów, tylko po co? Znowu wyjedziesz z tekstem "ale tak jest".

Thrillco napisał/a:
nie styka być człowiekiem na poziomie, trzeba mieć konotacje. Dziwna przypadłośc, mają je w wiekszości przypadków totalne buraki.

j.w.
W dziwne środowisko wpadłeś :roll:

Tomi - Wto Cze 24, 2008 19:54

piter34 napisał/a:
Thrillco napisał/a:
Debile po studiach zarabiają mase kasy tylko dlatego że mają papier

Powstrzymaj się od takich uogólniających, opartych na wąskim gronie obserwacji i emocjonalnych komentarzy, bo mijasz się z prawdą i prosisz się o ostrzeżenie.

Niestety ja również bardzo często spotykam się w wąskowyedukowanymi kretynami, którzy potrafią mylić podstawowe pojęcia... jeśli nie dotyczą ich bardzo wąskiego skrawka wiedzy... i nie pracują w swoim zawodzie.

Thrillco - Wto Cze 24, 2008 21:32

Sorry ale co można powiedziec o "panie kierowniku" mgr.inż. informatyk, co wola głownego programiste bo "cos mu wyskakuje i nie chce zniknąc" i cóż to jest...strony porno :)
No ale programista zarabia ok 2300 a wysoce wyedukowany "pna Kierownik" marne 6 tys.

kasjopea - Wto Cze 24, 2008 21:38

Thrillco napisał/a:
Ale bywają jeszcze takie żeczy jak

skoro już osądzasz innych, to może trochę bardziej przykładaj się do ortografii :roll:

Moim skromnym zdaniem nie należy osądzać ludzi po ich wykształceniu. Akurat to może być bardzo mylące...

Azazel85 - Wto Cze 24, 2008 21:39

Hmm...z tymi studiami to różnie jest wg mnie;)
Tzn to że ktoś ma skończone studia, znaczy dla mnie tyle że pewnie sporo kawy pijał i pozaliczał parę różnych egzaminów. Aczkolwiek mam oczywiście do tego szacunek.
A wiedza po studiach jaką dany ktoś dysponuje... i przede wszystkim to jak umie z niej korzystać - to zupełnie inna bajka.

Z uogólnieniami Thrillco się nie zgodzę - łatwo będzie można znaleźć skrajne przykłady zarówno jednych (bez studiów i z kasą/po studiach bez kasy) i drugich (bez studiów i bez kasy/po studiach i z kasą) - i każdy przypadek będzie inny.

Pracowałem w znanej zapewne wszystkim firmie - McDonald's Polska, gdzie poza pracą w "dziale personalnym" byłem managerem zmianowo odpowiedzialnym za restaurację (Ci w niebieskich/białych koszulach) - i przez dwa lata masa przeróżnych ludzi się przewinęła, zajmującymi się najprostszymi zadaniami... ;)

I przyznać też muszę, że wg mnie najlepsi pracownicy to:

  • mający kredyt
  • mający rodzinę (żonę i dziecko najlepiej)

Szanują pracę, zależy im na niej, przykładają się, są dodatkowo zmotywowani... :)

A przychodzi czasami taki studencina, świeżo upieczony mgr/mgr inż - i że tak brzydko powiem, dosłownie do szmaty się nie nadaje... :|
Bo jak go się za rączkę non stop prowadzić nie będzie, nie ma szans by wykazał się jakąś "inicjatywą", jakimś przebłyskiem...;)
Niestety, zasada "jak nie powiesz studentowi którą książkę ma przeczytać - nie sięgnie po żadną" - bardzo często znajduje zastosowanie w pracy/rzeczywistości :/
Oczywiście nie dotyczy się to wszystkich, ale niestety znacznej części, jeśli nie większości:(

piter34 - Wto Cze 24, 2008 21:49

Tomi napisał/a:
Niestety ja również bardzo często spotykam się w wąskowyedukowanymi kretynami, którzy potrafią mylić podstawowe pojęcia... jeśli nie dotyczą ich bardzo wąskiego skrawka wiedzy... i nie pracują w swoim zawodzie.

Bo jak się za coś bierze, to trzeba mieć o tym choćby podstawowe pojęcie. ;-)
Powinni pracować w swoim zawodzie i w tej dziedzinie być ekspertami.

Thrillco napisał/a:
Sorry ale co można powiedziec o "panie kierowniku" mgr.inż. informatyk, co wola głownego programiste bo "cos mu wyskakuje i nie chce zniknąc" i cóż to jest...strony porno :)
No ale programista zarabia ok 2300 a wysoce wyedukowany "pna Kierownik" marne 6 tys.

To się nadaje do "nie do wiary". Naprawdę.
A tak w ogóle to mi się przypomniało, że u mnie w dziale wszyscy są po studiach oprócz kierownika (który przerwał studia na którymśtam roku) :rotfl3:
No ale to jest gość, który zjadł co najmniej kilka rozumów, jest fachowcem, zna się na rzeczy i nie wyobrażam sobie, aby ktoś z nas w dziale mógłby go na stanowisku zastąpić :lol:

Jeszcze raz jednak apeluję -> nie uogólniać :!:

srbenda - Wto Cze 24, 2008 22:08

Tomi napisał/a:
Niestety ja również bardzo często spotykam się w wąskowyedukowanymi kretynami, którzy potrafią mylić podstawowe pojęcia... jeśli nie dotyczą ich bardzo wąskiego skrawka wiedzy... i nie pracują w swoim zawodzie.


Niestety muszę to potwierdzić, ale takich się jeszcze da przeżyć... Dla mnie są dużo gorsi tacy którzy mają jakiś "papierek" i uważają że są nieomylni. Ostatnio miałem zawodowo doczynienie z pewnym facetem w moim wieku (poniżej 30) który w ciągu 30min 3x podkreślał że jest inżynierem. Oczywiście milion pytań i na wszystkie wątpliwości wymagał oficjalnego oświadczenia, zamiast pozwolić sobie wyjaśnić czemu coś jest zrobione tak a nie inaczej i z czego to wynika...

Tomi - Wto Cze 24, 2008 22:33

piter34 napisał/a:

Jeszcze raz jednak apeluję -> nie uogólniać :!:


Generalizując stajemy się takimi samymi osobnikami, którym wydaje się, że pozjadali wszystkie rozumy :)

[ Dodano: Wto Cze 24, 2008 22:35 ]
... ale "MÓRAŻ" jest dobry :) Pewnie mieszka w mieście "Óć"

Thrillco - Wto Cze 24, 2008 23:25

Cały problem polega na tym, że czytając co napisałem sami dokonaliście uogólnieina i to zbiorowo...dlaczego? Bo ja napisałem tylko o "debilach z wyższym" ale nie dodałem przed tym "wszyscy to"...mając na mysli takich ludzi i, to wazne, grupy sa równe i można ten torcik podzielić na 3 niemal równe częsci. 1. Osoby które intelektem sa w stanie zaswiadczyc, że ich papier to nie wypadek młodości "bo tak trzeba", "bo rodzice kazali" itp. 2.Osoby nijakie...robią najczęsciej wyższe albo przynajmniej z 3 licencjaty, zeby w ogóle mieć coś wyżej średniego...jak trafią na to w czym sa dobrzy w pracy to ok, jak nie to koszmar nie pracownik, 3. Banda kretynów która przez studia przeslizgala isę na plecach innych kolegów/kolezanek i nic sobie ze swojego papierka nie robia, bo najczęściej ich pozycja społeczna (a raczej ich rodziców) jest taka, ze najwiekszym zmartwieniem jest...co, z kim i gdzie wypić. To nie jest "nie do wiary" to zwykła rzeczywistość...wystarczy się rozglądnąc.

Sami studenci przez ostatnie lata cięzko zapracowali sobie na mało pochlebne opinie społeczenstwa, bo statystyczny student obecnie to osobnik bez wyrazu, nie znający się na niczym szczególnie, ktorego najwiekszym zainteresowaniem sa imprezy w akademiku...cóż...

Co do tego co napisał Azazel - tak...najlepsi pracownicy to pracownicy mający zobowiązania ale o dziwo w rozmowie ze znajomym pracującym w dużej korporacji z branży komputerowej ( ta najwieksza korporacja ;) ) firmy nie chca zatrudniac takich ludzi. Dla nich osoba mająca ok. 30 lat, z rodziną i innymi zobowiązaniami to zły pracownik bo zakłada się z góry, że: taki pracownik albo bedzie brał czesto wolne lub chorobowe z powodu dziecka, albo bedzie zostawał zbyt dużo czasu po godzinach :O nie wnikam w filozofie ale ktoś amerykanom powinien wytłumaczyc, że w polsce to dość kontrowersyjna, zeby nie powiedzieć durna filozofia.

Eddek - Sro Cze 25, 2008 07:38

Wolny przypadek wyedukowanego czlowieka: kiedys do mnie do pracy przyszedl klient i zazyczyl sobie "kolorowe katiusze do drukarki". FV bylo na mgr inz. prowadzacego biuro rachunkowe. I to byl wlasciciel, bo Vise mial ze zdjeciem. Zreszta siedzac za lada spotyka sie sporo rownych osobistosci i czasami jestem przerazony faktem, ze czlowiek w slusznym wieku (w sensie nie mlodziak i nie dziadek) twierdzacy, ze prowadzi kancelarie finansowa czy prawna nie jest w stanie odroznic "strony" od "kartki".

Ja jestem w trakcie przerywania studiow zaocznych (bo na codzien pracuje i studia dzienne odpadaja), bo raz ze mam na nie malo czasu (bo i bez tego sypiam po 5h dziennie max), dwa absolutnie niczego z nich nei wynosze, poza wiedza jak stac w kolejce do dziekanatu, zeby nogi sie nie meczyly, no i w koncu 3 z jakiejs podejrzanej wrogosci do naszego systemu edukacji. Obecnie pracuje tak, ze kwit na mozg nie jest mi potrzebny, a w razie cos moge sie pochwalic prawie 3-letnim stazem pracy z przystawkami (bo powiedzmy moj faktyczny zakres obowiazkow wychodzi poza to co mam w umowie wpisane). Jesli kiedys zajdzie koniecznosc taka, zebym jednak mial kwit na mozg, to zawsze mozna sobie go wydrukowac (jesli ma byc sam kwit, a nie wiedza, to po co sie meczyc 3-5 lat slizgajac sie po egzaminach zdawanych za flaszke - znam taki przypadek z autopsji), albo faktycznie pojsc na te studia i wydawac 2-15k PLN/sem i wyjsc z papierem. Jak na razie cisnienia nie mam, wiec nei studiuje, co zreszta rodzice maja mi ogromnie za zle.

piter34 - Sro Cze 25, 2008 08:11

Thrillco napisał/a:
Cały problem polega na tym, że czytając co napisałem sami dokonaliście uogólnieina i to zbiorowo...dlaczego? Bo ja napisałem tylko o "debilach z wyższym" ale nie dodałem przed tym "wszyscy to"...
Nie musiałeś tego pisać, bo to wprost wynika z Twojej wypowiedzi:
Cytat:
Debile po studiach zarabiają mase kasy

Ja tu nie widzę wyszczególnienia, że chodzi o "tych absolwentów, którzy są debilami".

Thrillco napisał/a:
1. Osoby które intelektem sa w stanie zaswiadczyc, że ich papier to nie wypadek młodości "bo tak trzeba", "bo rodzice kazali" itp. 2.Osoby nijakie...robią najczęsciej wyższe albo przynajmniej z 3 licencjaty, zeby w ogóle mieć coś wyżej średniego...jak trafią na to w czym sa dobrzy w pracy to ok, jak nie to koszmar nie pracownik, 3. Banda kretynów która przez studia przeslizgala isę na plecach innych kolegów/kolezanek i nic sobie ze swojego papierka nie robia, bo najczęściej ich pozycja społeczna (a raczej ich rodziców) jest taka, ze najwiekszym zmartwieniem jest...co, z kim i gdzie wypić. To nie jest "nie do wiary" to zwykła rzeczywistość...wystarczy się rozglądnąc.

Przyznaję rację. Znajdziesz takich i takich.
Wiele zależy od tego kto jaką uczelnię, jaki wydział i jaki kierunek obrał.
Na studiach zdarzają się debile i kretyni, nie grzeszący intelektem.
Można się przecież (dzięki wsparciu $$$ rodziców) przeturlać przez jakąś prywatną uczelnię...

Thrillco napisał/a:
Sami studenci przez ostatnie lata cięzko zapracowali sobie na mało pochlebne opinie społeczenstwa, bo statystyczny student obecnie to osobnik bez wyrazu, nie znający się na niczym szczególnie, ktorego najwiekszym zainteresowaniem sa imprezy w akademiku...cóż...

Skąd masz te statystyki?
Poza tym piszesz teraz o studentach, a dyskusja wyszła od "debilów po studiach".

Wiedz poza tym, że studia często nie służą studentowi do wyuczenia się konkretnego tematu, zdobycia wiedzy w konkretnej dziedzinie (to jakby na marginesie), ale wyrobienia w sobie pewnego sposobu myślenia, który potem przyda się na każdym stanowisku (umysłowym, bo zdolności manualne to co innego).

Thrillco napisał/a:
nie wnikam w filozofie ale ktoś amerykanom powinien wytłumaczyc, że w polsce to dość kontrowersyjna, zeby nie powiedzieć durna filozofia.

Bardzo durna. :/

kasjopea - Sro Cze 25, 2008 08:46

Wszystkie absurdalne sytuacje o których piszecie wynikają z systemu edukacji, który jak wiele rzeczy w naszym kraju jest wypaczony. Powstało od groma różnych uczelni, których jedynym a przynajmniej nadrzędnym celem istnienia jest trzepanie kasy. Podejście ludzi studiujących tam często sprowadza się do filozofii: "Przecież kur.... płacę, to jeszcze mam się uczyć?"
Na szczęście w związku z łatwym dostępem do edukacji coraz częściej pracodawcy zwracają jednak uwagę nie na sam fakt ukończenia studiów, ale również na to, na jakiej uczelni się te studia ukończyło.

Zresztą tego typu podejście i nastawienie na zarabianie mamony przede wszystkim ma miejsce nie tylko w przypadku studiów wyższych, ale również w przypadku różnego rodzaju kursów płatnych.
Na kurs który aktualnie prowadzę przyszedł pan (z grubym łańcuchem na szyi, łysy, w dresach - taki OT :wink: ), który chce zdobyć uprawnienia specjalistyczne na prowadzenie cystern. Oświadczył mi, że jedyną książką jaką w życiu przeczytał jest "Janko Muzykant" i nawet nie ma mowy, żeby zajrzał do podręcznika, który otrzymał przystępując do kursu. Pan twierdził, że zapłacił, więc jakby mógł nie zdać, a poza tym (jego słowa): niech się egzaminator modli, żeby zdał, bo w przeciwnym razie nie wyjedzie żywy z miasta.
Ręce po prostu opadają.
Dodam jeszcze, że dla organizatora kursu nie ma większego znaczenia czy panowie czegokolwiek się nauczą, czy też to czy ja jako wykładowca się wykażę. Znaczenie dla niego ma jedynie fakt, kto przyjedzie z urzędu na egzamin, jakie ma podejście i czy wszystkim uda się prześliznąć.

Tak na koniec dla rozluźnienia zagadka: jakim samochodem jeździł pan, którego opisywałam powyżej? :wink: :razz:

ezy - Sro Cze 25, 2008 09:17

srbenda napisał/a:
Oczywiście milion pytań i na wszystkie wątpliwości wymagał oficjalnego oświadczenia, zamiast pozwolić sobie wyjaśnić czemu coś jest zrobione tak a nie inaczej i z czego to wynika..


ee, nie taki durny - zbierał dupochrony :mrgreen: A Człowiek bez dupochronów to człowiek na wylocie :)
piter34 napisał/a:
Thrillco napisał/a:
1. Osoby które intelektem sa w stanie zaswiadczyc, że ich papier to nie wypadek młodości "bo tak trzeba", "bo rodzice kazali" itp. 2.Osoby nijakie...robią najczęsciej wyższe albo przynajmniej z 3 licencjaty, zeby w ogóle mieć coś wyżej średniego...jak trafią na to w czym sa dobrzy w pracy to ok, jak nie to koszmar nie pracownik, 3. Banda kretynów która przez studia przeslizgala isę na plecach innych kolegów/kolezanek

Przyznaję rację. Znajdziesz takich i takich.


aj tam, panowie - przekonujecie sie, że białe jest białe tj o standardowym rozkładzie nomen omen studenta (jedna z nazw takiego rozkładu statystycznego) tj że najwięcej jest średniaków ale znajdą się i skrajne jednostki. Tak jest i ze wzrostem społeczeństwa, i z płacami społeczeństwa i z inteligencją społeczeństwa. I nie trzeba się czepić studentów czy absolwentów żeby do takich wniosków dojść. Równie dobrze mogą to być praczki, kioskarze, czy absolwenci szkoły zawodowej samochodowej. Ważne ,żeby skrajne jednostki nie przesłaniały wizerunku ogółu (choć ogół jest, jak tu już padło, nijaki i bez polotu-parafrazując)

Brt - Sro Cze 25, 2008 09:21

Cytat:
Tak na koniec dla rozluźnienia zagadka: jakim samochodem jeździł pan, którego opisywałam powyżej?


:lol: i :( jednocześnie. :lol: bo wiadomo, a :( bo to fajne auta są i mocno tracą przez takich "kierowników" - koniec OT ;)

maciej - Sro Cze 25, 2008 09:29

Thrillco napisał/a:
najlepsi pracownicy to pracownicy mający zobowiązania ale o dziwo w rozmowie ze znajomym pracującym w dużej korporacji z branży komputerowej ( ta najwieksza korporacja ) firmy nie chca zatrudniac takich ludzi. Dla nich osoba mająca ok. 30 lat, z rodziną i innymi zobowiązaniami to zły pracownik bo zakłada się z góry, że: taki pracownik albo bedzie brał czesto wolne lub chorobowe z powodu dziecka, albo bedzie zostawał zbyt dużo czasu po godzinach :O nie wnikam w filozofie ale ktoś amerykanom powinien wytłumaczyc, że w polsce to dość kontrowersyjna, zeby nie powiedzieć durna filozofia.

Powiem Ci, że to dziwne...

Ja pracuję w korporacie, co prawda francusko-amerykańskim, ale nie do pomyślenia jest jakakolwiek szykana za branie wolnego "bo dziecko jest chore", wyjście w ciągu dnia na 3h bo dziecko ma zakończenie roku w szkole, czy coś takiego...

Ba, jest sporo par, które poznały się w firmie, mają teraz po dwoje lub troje dzieci i nie było problemów z urlopami macierzyńskimi itp, a firma kilka razy do roku robi na prawdę spore imprezy dla rodzin z dziećmi...

Ale to widać kwestia konkretnej korporacji...

Skiba - Sro Cze 25, 2008 09:51

piter34 napisał/a:
Wiele zależy od tego kto jaką uczelnię,


Nieprawda ! Jeżeli ktoś chce zdobyć wiedzę, to ją zdobędzie i nie ma znaczenia czy będzie to PWr, PW, UJ, czy cokolwiek innego. Bzdurą jest dla mnie wywyższanie ludzi po "renomowanych" uczelniach. Miałem okazję przez rok mieszkać i studiować z parą studentów z UW i PW. I możecie wierzyć, lub nie, ale wiedzą i doświadczeniem nie przewyższali zwykłych studentów np. Uniwersytetu Zielonogórskiego. Wiadomo, każdy specjalizował się w swojej dziedzinie, ale i tak "ogólny poziom" był jak najbardziej porównywalny.

Eddek - Sro Cze 25, 2008 10:00

Tak schodzac na temat uczelni to z tymi renomowanymi czesto (bo nie zawsze) jesttak, ze uczelnia sie szczyci, ze tam jakis super-wielki profesor dr hab. mgr inz i co tylko tam wyklada, a studenci go nigdy an oczy nie widzieli, bo wywiad w radiu, felieton w prasie, gosc w TV albo szlaja sie po konferencjach po calym swiecie, a ze rozdwoic sie eni mozna to zajec chronicznie nie ma. Wpisy do indeksu robi jakis doktorancik wtedy ale nazwisko jest wielkiego profesora w indeksie.

Zgadzam sie tez ze Skiba, ze jak ktos chce cos umiec, to sie nauczy i dodam tylko, ze nie koniecznie to musi byc na uczelni, bo ogrom wiedzy i co IMHO wazniesze - doswiadczenie - daje samo zycie i praca w zawodzie. Doswiadczenia niestety sie nie zdobedzie siedzac z nosem w ksiazkach, w ktorych napisane jest tylko to, co wiedzial w danyj chwili jej autor.

piter34 - Sro Cze 25, 2008 10:25

Skiba napisał/a:
Jeżeli ktoś chce zdobyć wiedzę, to ją zdobędzie i nie ma znaczenia czy będzie to PWr, PW, UJ, czy cokolwiek innego.

Na różnych uczelniach są różne zajęcia, ćwiczenia, sprzęt i nacisk jest kładziony czasem na zupełnie inne elementy. Nie zgadzam się, że różnic nie ma.
Kwestia danej osoby i jej intelektu, sprytu to osobna sprawa.

Skiba napisał/a:
Bzdurą jest dla mnie wywyższanie ludzi po "renomowanych" uczelniach.

Liczy się wiedza i doświadczenie, zgadzam się. :ok:

Przyznasz jednak, że np. człowiek np. po informatyce na UW jest lepiej przygotowany do pracy niż człowiek po "Wyższej Szkole Zarządzania, Bankowości, Przedsiębiorczości i Informatyki w Pipkowicach Wielkich", hmm? ;-)

maciej - Sro Cze 25, 2008 10:34

Skiba napisał/a:
Nieprawda ! Jeżeli ktoś chce zdobyć wiedzę, to ją zdobędzie i nie ma znaczenia czy będzie to PWr, PW, UJ, czy cokolwiek innego. Bzdurą jest dla mnie wywyższanie ludzi po "renomowanych" uczelniach.

No to ja się nie zgodzę. :)

W mojej dziedzinie (telekomunikacja) tylko "renomowane uczelnie" kształcą dobrych specjalistów, bo to nie informatyka, gdzie wystarczy kilka kompów i umowa o współpracy z MałymMiętkim. ;)

ZTCW żadna prywatna uczelnia nie ma np. laboratoriów spawania światłowodów, czy własnej sieci GSM obejmującej jedno z pięter, którą konfigurują studenci na zajęciach albo wycieczek do Centrów Zarządzania Siecią Teletransmistyjną TP czy PTC...

Oczywiście nie wypowiadam się o jakości "ogólnoludzkiej" absolwentów, bo ci co się wywyższają to mają tą jakość raczej niższą, bo muszą ją sobie "poprawiać" wywyższając się, ale jeśli chodzi o wartość merytoryczną, to jest wyższa.
Eddek napisał/a:
Tak schodzac na temat uczelni to z tymi renomowanymi czesto (bo nie zawsze) jest tak, ze uczelnia sie szczyci, ze tam jakis super-wielki profesor dr hab. mgr inz i co tylko tam wyklada, a studenci go nigdy an oczy nie widzieli, bo wywiad w radiu, felieton w prasie, gosc w TV albo szlaja sie po konferencjach po calym swiecie, a ze rozdwoic sie eni mozna to zajec chronicznie nie ma. Wpisy do indeksu robi jakis doktorancik wtedy ale nazwisko jest wielkiego profesora w indeksie.

Tu też się nie zgodzę. :)

U mnie zastępstwa były rzadkością i Ci renomowani profesorowie prowadzili swoje zajęcia i naprawdę mieli dużo do powiedzenia. :)

Ale zawsze twierdziłem, że studiowałem na dziwnym wydziale dziwnej uczelni. :D

Skiba - Sro Cze 25, 2008 10:45

piter34 napisał/a:
Na różnych uczelniach są różne zajęcia, ćwiczenia, sprzęt i nacisk jest kładziony czasem na zupełnie inne elementy. Nie zgadzam się, że różnic nie ma.
Kwestia danej osoby i jej intelektu, sprytu to osobna sprawa.


Uwierz mi czasami mniejsze ośrodki akademickie mają lepszy sprzęt niż te duże. Oczywiście wszystko zależy od "jakości" zarządzania danym wydziałem/instytutem.

piter34 napisał/a:

Przyznasz jednak, że np. człowiek np. po informatyce na UW jest lepiej przygotowany do pracy niż człowiek po "Wyższej Szkole Zarządzania, Bankowości, Przedsiębiorczości i Informatyki w Pipkowicach Wielkich", hmm? ;-)


Nie zgodzę się ;) Wszystko zależy od danej osoby. Znam sporo osób po np. "licencjacie w Pipkowicach" które mają tak przeogromną wiedzę (często popartą doświadczeniem), że tylko pozazdrościć. I jeżeli taki ktoś umie się sprzedać, to zgniecie nie jedną osobą np. po UW, podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Dla mnie uczelnia nie ma znaczenia. Jeżeli ktoś ma wiedzę i zna się na rzeczy, to może równie dobrze być po podstawówce i bardzo dobrze pracować. Tylko trzeba zaznaczyć, że niestety nie do wszystkich zawodów się to odnosi.

Co do informatyki - jest to bardzo śliski temat. Specjalizacji jak w medycynie wiele. A na studiach zazwyczaj wszystkiego się tylko liźnie i każdy specjalizuje się sam. W obecnych czasach, w dobie internetu i szerokiej dostępności do informacji, taki absolwent z Pipkowic, często może być porównywalnie a i nawet lepiej przygotowany do pracy, np. klepania kodu jak ten z UW.


maciej napisał/a:

W mojej dziedzinie (telekomunikacja) tylko "renomowane uczelnie" kształcą dobrych specjalistów, bo to nie informatyka, gdzie wystarczy kilka kompów i umowa o współpracy z MałymMiętkim. ;)

ZTCW żadna prywatna uczelnia nie ma np. laboratoriów spawania światłowodów, czy własnej sieci GSM obejmującej jedno z pięter, którą konfigurują studenci na zajęciach albo wycieczek do Centrów Zarządzania Siecią Teletransmistyjną TP czy PTC...


Oczywiście zgodzę się, ale jest to bardzo zawężone grono specjalizacji. Do nauki matematyki, informatyki, czy wszelkiej maści przedmiotów humanistycznych potrzebne są zazwyczaj tylko chęci ;)

maciej napisał/a:
ZTCW żadna prywatna uczelnia nie ma


Ja mówię tylko i wyłącznie o uczelniach Państwowych ;)

Eddek - Sro Cze 25, 2008 10:59

Skiba napisał/a:
Do nauki matematyki, informatyki, czy wszelkiej maści przedmiotów humanistycznych potrzebne są zazwyczaj tylko chęci

No nie tylko, predyspozycje tez wypada miec :) Sa ludzie co maja kalkulatory w glowach i sa tacy, ktorym chwile zajmuje dodanie 2 do 2 ;) Zreszta, gdyby wszyscy byli tacy sami, to by nuda okropnie wialo.

maciej - Sro Cze 25, 2008 11:05

Skiba napisał/a:
taki absolwent z Pipkowic, często może być porównywalnie a i nawet lepiej przygotowany do pracy, np. klepania kodu jak ten z UW.

Uuu... Trochę przestrzeliłeś... Popatrz na wyniki UW w turniejach programistycznych...

wild_weasel - Sro Cze 25, 2008 11:15

Hmmm... Ciekawa dyskusja wynikła, nie mogę się powstrzymać :mrgreen:

Ja to widzę tak: uczelnia daje papier, który jest zaświadczeniem o tym, że dany osobnik przez 5 lat umiał kombinować, pracowicie unikać pracy, może nawet nauczyć się czegoś. No w każdym razie nie obijał się kompletnie przez 5 lat. Jest również dość wysokie prawdopodobieństwo, że jego zdolności intelektualne są wyższe niż osoby, która papierka nie ma. Ale to tylko prawdopodobieństwo :twisted:

Dlatego właśnie w wielu przedsiębiorstwach jest wymagany świstek, żeby odsiać na starcie ludzi, co do których prawdopodobieństwo myślenia ;) jest mniejsze niż wymagane. Przy czym wyniki są takie: przy okazji odpada część osób, która nie ma tytułu magazyniera a myśleć potrafi lepiej niż średnia, natomiast przechodzi sporo osób, które mają mgr - bo na studia się dostali i nie wpadli w trakcie pod tramwaj, i dlatego wykończyli uczelnię ;)

A teraz badania organoleptyczne co do "renomowanych" uczelni.
Kończę właśnie uczelnię drugą w kraju w pewnym zakresie. Są studenci myślący, zainteresowani tematem, poszerzający wiedzę - i są debile (dokładnie tak, jak napisał Thrillco), którzy przejechali studia na kacu gigancie, plecach kolegów, szczęściu, ściągach i litości egzaminatorów. Zgadnijcie, których jest więcej :evil:
Zastanawiam się zatem, jak jest na innych, za przeproszeniem gorszych (to tylko rankingi) uczelniach... Tam odsetek debili powinien być przecież jeszcze większy... Aż strach pomyśleć.
A Wyższe Szkoły Rurek z Kremem dzielą się, moim zdaniem na dwa rodzaje.
Albo przechowalnie dla dzieci bogatych, ale leniwych/niezdolnych/(wstawić inne), gdzie "płacę i wymagam". Albo uczelnie, gdzie profesorowie z państwowych zakurzonych molochów muszą się postarać, nauczyć studentów; a właściciel uczelni musi zadbać o sprzęt, bazę dydaktyczną, kadrę, odpowiednią selekcję wstępną studentów, itd. Ciężko tu oddzielić ziarno od plew, prawda?

"Mnie oszukasz, mamusię oszukasz, ale życia nie oszukasz" :mrgreen: Jak ktoś skończył studia i nie bardzo pamięta jaki kierunek i jaką uczelnię (bo wódka smakuje tak samo na wszystkich) - przejdzie wstępną selekcję u szefa, który wobec niedużej produktywności wyleje go za jakiś czas, i sięgnie po kolejnego nowego - być może debila z tytułem magazyniera, być może geniusza po studiach. Prawdopodobieństwo, że po renomowanych studiach jest lepszy, jest większe.

I jeszcze sobie po mojej uczelni pojadę :evil:
Oprócz papieru nie dała mi zbyt wiele. (W zasadzie papier to też dopiero w bliskiej przyszłości :razz: ). Sam się dokształciłem, korzystałem z zajęć i ludzi nie z mojego toku studiów - z większym zaangażowaniem niż większość grupy, której podano wiedzę na tacy. Gdyby nie to, niezbyt różniłbym się od przeciętnego absolwenta drugiej uczelni w kraju o profilu ekonomicznym. (Czyli często człowieka, który na daną uczelnię poszedł za kolegami/bo mu odpowiadały przedmioty na egzaminach wstępnych, bez szczególnego pojęcia o tym, co będzie studiował - a jako mgr, bez szczególnego pojęcia o tym, co studiował).

Ale epopeję napisałem :mrgreen:

Skiba - Sro Cze 25, 2008 12:25

maciej napisał/a:
Uuu... Trochę przestrzeliłeś... Popatrz na wyniki UW w turniejach programistycznych...


No spoko ... poznałem nawet jednego takiego "kandydata" z UW z TopCoders ... hehe super rozwiązywał zagadki/łamigłówki w C/C++ ... i nic więcej, normalnie klapki na oczach ... Nie miał pojęcia o pisaniu dużych projektów .. pogadać z nim nie szło, nie wspominając o integracji przy piwku ... masakra :( i gdzie go zatrudnisz ?

Dla przykładu, że ktoś może być tak samo dobry jak student z UW .. mój dobry kolega skończył budownictwo w Zielonej Górze z tytułem inżyniera. Zapisał się na informatykę też w ZG (ot tak) i teraz siedzi jako programista w Redmond u MałoMiękkkiego ;) można ... ?

Maciej nie każdy SPECJALISTA w tym kraju (na tym świcie) skończył renomowaną uczelnię.

Tylko że zaznaczam że są zawody, gdzie:
- liczy się tylko wiedza
- liczy się doświadczenie
- liczy się wiedza i doświadczenie

maciej - Sro Cze 25, 2008 12:36

Skiba napisał/a:
Nie miał pojęcia o pisaniu dużych projektów ..

To dziwne, bo mają też niezłe osiągnięcia w pisaniu zespołowym. ;)
Skiba napisał/a:
Zapisał się na informatykę też w ZG (ot tak) i teraz siedzi jako programista w Redmond u MałoMiękkkiego można ... ?

No nie wiem, czy to najlepsza rekomendacja... ;)
Skiba napisał/a:
Dla przykładu, że ktoś może być tak samo dobry jak student z UW ..

Ale czy ja mówię, że nie?
Pisałem o swojej branży, a do tego ładnie ujął to ogólnie kolega wild_weasel:
wild_weasel napisał/a:
Ja to widzę tak: uczelnia daje papier, który jest zaświadczeniem o tym, że dany osobnik przez 5 lat umiał kombinować, pracowicie unikać pracy, może nawet nauczyć się czegoś. No w każdym razie nie obijał się kompletnie przez 5 lat. Jest również dość wysokie prawdopodobieństwo, że jego zdolności intelektualne są wyższe niż osoby, która papierka nie ma. Ale to tylko prawdopodobieństwo

I to samo dotyczy podziału uczelni na mniej lub bardziej renomowane.
Skiba napisał/a:
Maciej nie każdy SPECJALISTA w tym kraju (na tym świcie) skończył renomowaną uczelnię.

Ale czy ja twierdzę, że tak jest?
Tylko jeśli uczelnia byłą kiepska albo jej nie było to proces dochodzenia do poziomu SPECJALISTY jest dużo dużo dłuższy.
Skiba napisał/a:
piter34 napisał/a:

Na różnych uczelniach są różne zajęcia, ćwiczenia, sprzęt i nacisk jest kładziony czasem na zupełnie inne elementy. Nie zgadzam się, że różnic nie ma.
Kwestia danej osoby i jej intelektu, sprytu to osobna sprawa.

Uwierz mi czasami mniejsze ośrodki akademickie mają lepszy sprzęt niż te duże. Oczywiście wszystko zależy od "jakości" zarządzania danym wydziałem/instytutem.

A czy piter pisze o małych/duży ośrodkach akademickich?
Skiba, mam wrażenie, że w tej dyskusji, na podstawie Twojego środowiska atakujesz tezę, której nikt nie postawił, że "małe uczelnie są gorsze od dużych". :D

Skiba - Sro Cze 25, 2008 12:43

maciej napisał/a:
Skiba, mam wrażenie, że w tej dyskusji, na podstawie Twojego środowiska atakujesz tezę, której nikt nie postawił, że "małe uczelnie są gorsze od dużych". :D


hehe ;) Bardziej atakuję tezę: "odrzucania z założenia" absolwentów małych ośrodków akademickich ;)

maciej - Sro Cze 25, 2008 12:49

Skiba napisał/a:
Bardziej atakuję tezę: "odrzucania z założenia" absolwentów małych ośrodków akademickich

Ciągle nie widzę nikogo, kto taką tezę postawił - z tego jak ja rozumiem tą dyskusję chodzi raczej o prawdopodobobieństwo co się kryje pod dyplomem i bardziej o różnicę prywatne/państwowe, a nie małe/duże.

Skiba - Sro Cze 25, 2008 12:54

maciej napisał/a:

Ciągle nie widzę nikogo, kto taką tezę postawił - z tego jak ja rozumiem tą dyskusję chodzi raczej o prawdopodobobieństwo co się kryje pod dyplomem i bardziej o różnicę prywatne/państwowe, a nie małe/duże.


piter34 napisał/a:

Na różnych uczelniach są różne zajęcia, ćwiczenia, sprzęt i nacisk jest kładziony czasem na zupełnie inne elementy. Nie zgadzam się, że różnic nie ma.


Odebrałem to jako "wywyższenie" renomowanych uczelni ;)

maciej - Sro Cze 25, 2008 12:57

Skiba napisał/a:
Odebrałem to jako "wywyższenie" renomowanych uczelni

Hmm... To chyba na zachodzie inaczej rozumie się słowo "różnych"...
Bo "u nas" nie oznacza ono "mniejszy vs. większych"... ;) ;) ;)

Skiba - Sro Cze 25, 2008 13:15

maciej napisał/a:
Bo "u nas" nie oznacza ono "mniejszy vs. większych"... ;) ;) ;)


W Wawie wszytko jest inne ;) :p

wild_weasel - Sro Cze 25, 2008 14:10

Skiba, chyba nie chodzi o "wywyższenie" renomowanych, tylko o poniżenie Wyższych Szkół Rurek z Kremem.
Na rzekomo porządnej uczelni widzę, że dominuje przeciętność, olewanie po stronie studentów i wykładowców. Ogólnie shite. Więc w WSRzK shite będzie jeszcze większy.
Jeśli statystyczny absolwent np. AE jest lepszy niż statystyczny absolwent WSRzK, to można domniemywać, że jeśli w AE jest burdel i ściema, to w WSRzK jest jeszcze większy burdel i ściema... Przykre...

kruszon - Sro Cze 25, 2008 14:54

Tak czytam i czytam i jakoś nie mogę Was zrozumieć w jednej kwestii. Ten temat już jest kolejnym, gdzie w całym ogóle zagadnienia szukacie przykładów i kontrprzykładów na poparcie swoich różnych tez. I zawsze je znajdziecie, bo prawda jest taka, że czy to jeśli chodzi o uczelnie i poziom jej absolwentów czy o wyższość ludowozów nad R, to po prostu jest bardzo różnie i tyle. Ot po prostu punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Ja kończyłem PJWSTK w Warszawie, która to uczelnia jest uczelnią prywatną. I za czasów kiedy ja tam uczęszczałem zawsze wydawało mi się, że i owszem - płacę i wymagam, ale wymagam, żeby ode mnie wymagano! Z takim założeniem przebrnąłem przez całą szkołę (inż. mam a została mi mgr tylko do obronienia - od 2ch lat się za mną ciągnie i nie mam czasu, żeby ją skończyć).

Po już dobrych 7-8 latach pracy jestem w stanie stwierdzić, że uczelnia nauczyła mnie pewnej systematyczności i dała podstawy do zdobywania doświadczenia i wiedzy. Jeśli chodzi o informatykę tylko mogę się wypowiadać, ale po prostu IMHO to jest właśnie zadanie uczelni. Właściwą wiedzę i doświadczenie zdobywa się dopiero w zawodzie. Uczelnie może Ci dać pewne podstawy, dzięki którym łatwiej potem tę wiedzę przyjąć, utrzymać i rozwijać. Czy z tego skorzystasz to już zależy bardzo od konkretnych przypadków. I to właśnie nie wyklucza ludzi z wiedzą i doświadczeniem, ale bez studiów.

Oczywiście na swoim roku widziałem sporo leserów, którzy objawiali się tak jak się to kilka razy tutaj przewinęło. Oni po prostu "uczyli się" dla papierka. I tak potem z tego nie skorzystają, bo jeśli mieli takie podejście na uczelni to ciężko, żeby mieli lepsze w pracy. Ja przyjmując do pracy ludzi do działu w ogóle na uczelnie nie patrzyłem na ukończoną (bądź nie) uczlenię tylko na doświadczenie zawodowe i to co sobą ludzie reprezentują. Wychodziłem z założenia, że i tak i tak przez powiedzmy pierwsze 3 miesiące będą wymagali szkolenia, bo co inna firma to inne środowisko i sposób pracy. I tutaj dla mnie wyznacznikiem była ocena jak szybko człowiek jest się w stanie nauczyć.

Pozdrawiam i zalecam Wam nieco umiaru w słowach, bo po co się gryźć, skoro możemy dyskutować na poziomie.

maciej - Sro Cze 25, 2008 15:59

kruszon napisał/a:
Ja kończyłem PJWSTK w Warszawie, która to uczelnia jest uczelnią prywatną. I za czasów kiedy ja tam uczęszczałem zawsze wydawało mi się, że i owszem - płacę i wymagam, ale wymagam, żeby ode mnie wymagano! Z takim założeniem przebrnąłem przez całą szkołę (inż. mam a została mi mgr tylko do obronienia - od 2ch lat się za mną ciągnie i nie mam czasu, żeby ją skończyć).

Widzisz, ale PJWSTK to taka trochę inna szkoła prywatna - z ambitną kadrą (znam 2 czy 3 wykładowców, którzy pracują jednocześnie na PW) i czesnym, które odstrasza tych, którzy chcą "przezimować" lub schować się przed naszą armią.
kruszon napisał/a:
Po już dobrych 7-8 latach pracy jestem w stanie stwierdzić, że uczelnia nauczyła mnie pewnej systematyczności i dała podstawy do zdobywania doświadczenia i wiedzy. Jeśli chodzi o informatykę tylko mogę się wypowiadać, ale po prostu IMHO to jest właśnie zadanie uczelni. Właściwą wiedzę i doświadczenie zdobywa się dopiero w zawodzie. Uczelnie może Ci dać pewne podstawy, dzięki którym łatwiej potem tę wiedzę przyjąć, utrzymać i rozwijać. Czy z tego skorzystasz to już zależy bardzo od konkretnych przypadków. I to właśnie nie wyklucza ludzi z wiedzą i doświadczeniem, ale bez studiów.

:brawa:

michone - Sro Cze 25, 2008 16:08

No to ja dorzuce pare groszy :)

1. Nie można wsadzać wszystkich do jednego worka... I nie zgodze się z wyższością wiekszych uczelni nad mniejszymi. Po liceum poszedlem na PWR - Informatyke... Poległem bo nie miałem tzw. "lotnego umysłu" który w przypadku programowania jest niezbędny... Można było przebrnąć, wykuć ale uczyć się czegoś co nie sprawia przyjemności tylko dla papieru?
Nie! ale wiele osób zostało chodziło na kolejne poprawki i pewnie skończą tą szkołe z papierem PWR. Kolega z liceum tam został, już kończy, ale potrafi zainstalowac routera wifi czy zmienic kola w samochodzie...

2. Teraz studiuje Logistyke na PWSZ w Legnicy, nie używam ściąg i brnę do przodu... Uważacie, że wiele osób bez papierka jest zdolniejszych od tych z papierkiem... Ja przez 2 lata nauki wyniosłem dużą porcje wiedzy, z różnych dziedzin, które są potrzebne na wyższych stanowiskach a "życie" i "praktyka" nie jest w stanie Ci tego dać. Przykłady ?? wiele pojęć związanych z efektywnym zarządzaniem zapasami, analizy marketingowe, zarzadzanie finansami... tutaj nie wystarczy tylko spryt, wiedza też jest potrzebna...

3. Zapamiętałem słowa jednego z wykładowców, który był dziekanem PWR ale przy okazji wyklada u mnie geometrie wykreślną. "wy jako inżynierowie zarządzania i inżynierii produkcji musicie znać zasady, potrafić skorygować rysunek, ale od rysowania są osob do tego przeznaczone", gdzieś jeszcze usłyszałem słowa " od programowania jest programista a nie inżynier czy magister. Programista ma usiąść i napisać taki program jak my chcemy!"

4. Pracuje dorywczo jako serwisant sprzętu CCTV i montuje alarmy. Oprócz tego pracuje jak pracownik ochrony fizycznej w jednej z największych firm robiących paski do aut. Jest tam bodajże 5 osób w IT, wszyscy z papierkami, dyrektor główny IT zarabia ok20k zl. I co mam powiedzieć ??

Ja, osoba bez wykształcenia IT potrafiłem uzyskać dostęp do ich sieci, oraz internetu... Dodam, że cały IT jest zabezpieczone pewną bardzo drogą usługa "fortinet" która bardzo ogranicza dostęp do wielu stron... Informatyka znam i mówił, że to nie do przejścia. Wystarczyło, że Marek dał mi dostęp do pewnego servera proxy i po kłopocie...

5. Po skończeniu specjalności logistyki w stopniu inżyniera, zamierzam pójść na magisterskie (wyższa szkoła logistyki i tranportu we Wrocławiu) w specjalności transport. Ale siłą rzeczy musze zrobić papier na "informatyka" bo bez tego papieru nikt mi nie da pracy bo na jakiej podstawie?? na rozmowie kwalifikacyjnej powiem :

No tak w życiu zajmowałem się reinstalacjami systemu, zakładaniem sieci komputerowych i serwisem sprzętu w śród znajomych i znajomych moich znajomych?? Mam wiedze ale nie mam papierka i co?...



6. Przypomina mi sie rozmowa kwalifikacyjna w MediaMarkt na montera CA... tak w skrócie (no i oczwiście było poważniej i inne słownictwo):
1.Dlaczego chce Pan u nas pracowac?

odp. CA to moje hobby zajmuje sie handlem CA itp, troche mnie pociagali za jezyk co gdzie i jak...

2.Co pan mial u siebie w aucie ? :

odp. Nakamichi cd-45z + alpine mrv t303 + jl audio 12w3-d2

reakcja: no to nie jest juz taki zwykly sprzet

moja odp. ale ja nie mowilem ze zwykly


3. Przyjezdza do Pana mercedes S za 500 000 zl gosc chce sobie zamontowac 29cm glosniki w drzwiach czy podejmie sie Pan takiej pracy

odp. Tak

reakcja: nie boi sie Pan ze reka z brzeszczotem sie zatrzesie

odp. Nie

4. Jakie radia sa najczesciej kupowane w Polsce?

odp. Najczesciej ??

reakcja : tak

odp. Sony, JVC, Kenwoody, ludzie nie patrza na jakosc, ja sam wolal bym jakis nizszy model Alpine

5. Niech mi Pan powie co oznacza MOSFET ?

krotka odp. Tranzystory Mocy

reakcja: cos wiecej??

odp. a co mam wiecej powiedziec??

reakcja : kto je stosuje i gdzie?

odp. w dzisiejszych czasach prawie wszystkie firmy korzystaja z mosfetow ale to i tak
nie zmienia faktu ze radio sony 4x50w na mosfetach nie ma takiej mocy

reakcja: no tak bo to sie roznie liczy

odp. Z tym ze moc radia to 17 a w nielicznych przypadkach z 18 w porywach rmsu, jest to spowodowane brakiem przetwornic i dysponujemy jedynie 13,8v z akumulatora...

reakcja : zdziwko

Przejdzmy do kwestii finansowej, tak na prawde to nie wiemy czy jesteśmy w stanie sprostać pana oczekiwaniom finansowym.

a ja z tekstem : ale ja studiuje dziennie i interesuje mnie praca po 15 i w weekendy

reakcja: no to nas Pan zaskoczyl Sprobojemy ustawic grafik od 13-18 pod Pana Nie mowimy NIE ale raczej TAK jutro do Pana zadzwonimy.

Byla to moja pierwsza rozmowa i poszedlem z czystej ciekawości... Niestety zawiodłem się poziomem wiadomości i przedstawionymi pytaniami bo nie mogłem wykazać się wiedzą...




Krótkie podsumowanie:

Renomowane uczelnie dają większe możlwiości do zdobycia wiedzy, ale nie są w stanie wpłynąć na predyspozycje, zdolności studentów. Nie zmotywują do nauki...

I dla tego są rozmowy kwalifikacyjne. To że spotykamy się z "idiotami" na wyższych stanowiskach nie jest winą tego czy ktoś ma papier czy tego papieru nie ma. To jest wynikiem, źle przeprowadzonej rozmowy kwalifikacyjnej lub wpływem osób trzecich na zatrudnienie danej osoby...

morris - Sro Cze 25, 2008 16:13

Skoro studia mogą spokojnie skończyć "debile" z czym się zresztą poniekąd zgadzam, a pracodawcy często przesiewają przy naborze właśnie według wykształcenia, to czemu zwyczajnie nie zrobić tych studiów? Zwłaszcza jeśli pracodawca też myśli, że można być debilem i skończyć studia "to jakim debilem jest ten co ich nie zrobił?" - to oczywiście nie jest bezwzglednie obowiązująca prawda, bo wiele zdolnych i inteligentnych osób nie decyduje się na studia z różnych powodów - jednak bardzo skraca i upraszcza rzeczywistość (do czego każdy dąży). Poza tym robienie "papierków" w celu potwierdzania swoich kwalifikacji jest bardzo naturalną rzeczą w procesie rozwoju zawodowego (świadectwa szkolne, matura...). Ja np. tydzien temu zdałem branżowy certyfikat i mam wyższe kwalifikacje, co wcale nie oznacza, że dwa tygodnie temu byłem głubszy i nie miałem odpowiednich umiejętności, co więcej pracuje na takim samym poziomie, a jednak dla pracodawców moja wartość zdecydowanie wzrosła.
Uważam też, że renoma uczelni ma duże znaczenie, chociażby z tego powodu, że jest się trudniej dostać (większa selekcaja - oczywiście pomijam patologie tzn. znajomości itd), częściej bardziej doświadczona kadra, większe zaplecze, pozytywniejszy rozkład statystyczny nastawienia studentów.

piter34 - Sro Cze 25, 2008 16:16

maciej napisał/a:
A czy piter pisze o małych/duży ośrodkach akademickich?

No brawo. Wyręczyłeś mnie ;-)

[ Dodano: Sro Cze 25, 2008 16:18 ]
Dodam, że na samym AGH (które kończyłem), przy mnogości wydziałów i kierunków poziom może być bardzo nierówny. Statystyczny, omawiany tutaj "debil" poradzi sobie na wydziale np. odlewnictwa, ale odpadnie po I semestrze na wydziale elektrotechniki, automatyki, informatyki i elektroniki (co za durna nazwa - EAIiE).

Ja w swojej grupie na studiach w każdym razie "debilów" nie miałem.

maciej - Sro Cze 25, 2008 16:22

morris napisał/a:
Uważam też, że renoma uczelni ma duże znaczenie, chociażby z tego powodu, że jest się trudniej dostać (większa selekcaja - oczywiście pomijam patologie tzn. znajomości itd), częściej bardziej doświadczona kadra, większe zaplecze, pozytywniejszy rozkład statystyczny nastawienia studentów.

To fakt, który dotyczy nie tylko uczelni, ale również, a może nawet w większym stopniu szkół średnich - poziom rekrutacji powoduje automatycznie podniesienie poziomu studentów/uczniów, przez co podnosi też wymagania względem kadry.

Co do znajomości, to na szczęście robi się to coraz rzadsze.

Np. mój ojciec średnio co 2-3 lata jest członkiem komisji rekrutacyjnej na Wydział Elektroniki PW i system jest taki, że jedyne czym mogło różnić się moje przyjęcie od innych studentów, to to, że wstępne progi przyjęć na poszczególne kierunki znałem 2 dni przed ogłoszeniem oficjalnych progów (same wyniki wszyscy poznali równo, bo prace były kodowane) - miejsc na przekręt brak...

Eddek - Sro Cze 25, 2008 16:25

kruszon napisał/a:
Oczywiście na swoim roku widziałem sporo leserów, którzy objawiali się tak jak się to kilka razy tutaj przewinęło. Oni po prostu "uczyli się" dla papierka. I tak potem z tego nie skorzystają, bo jeśli mieli takie podejście na uczelni to ciężko, żeby mieli lepsze w pracy. Ja przyjmując do pracy ludzi do działu w ogóle na uczelnie nie patrzyłem na ukończoną (bądź nie) uczlenię tylko na doświadczenie zawodowe i to co sobą ludzie reprezentują. Wychodziłem z założenia, że i tak i tak przez powiedzmy pierwsze 3 miesiące będą wymagali szkolenia, bo co inna firma to inne środowisko i sposób pracy. I tutaj dla mnie wyznacznikiem była ocena jak szybko człowiek jest się w stanie nauczyć.


Dobrze gada dac mu wodki! :)

Ja sam na studiach bylem leser, bo brakowalo mi wszelkiej motywacji do tego. uczyli mnie "bzdur" (bedac na studiach juz pracowalem i na zajeciach z organizacji pracy razem z reszta roku poprostu nie moglismy zdierzyc tego co wykladowca sie naczytal w ksiazkach i probowal nam wmowic ze tak jest w rzeczywistosci). Zanim ktos zbyt pochopnei zinterpretuje te bzdury - spiesze z wyjasnieniem: mamy XXI w., komputery, maszyny CNC, elektroniczne suwmiarki i inne takie udogodnienia, ktore mozna relatywnie latwo dostac, a na uczelni robia cwiczenia z recznej obrobki drewna na poziomie szkoly podstawowej (szlo mi to calkiem niezle, bo na technice w podstawowce to wszystko juz bylo, dziewczyny w grupie z tego samego powodu mialy z tym problem, bo wtedy sie na technice szydelkowalo ;) ). Inny przykald: zajecia z inzynierii wytwarzania. Stoi grupa wokol tokarki, jeden prowadzacy przy panelu i w momencie gdy on wymienia noze i ustawia parametry, dyktuje obowiazkowe notatki do sprawozdania. Pozniej tylko wdusza "ON" i sie toczy. Oczywiscie nikt nie patrzyl jak sie wymienia noze czy ustawia tokarke, bo wszyscy pisali, a 90min to za ktorko, zeby zrobic cos 2 razy - program jest do zrealizowania. I tak oto po laborkach wychodze tak samo glupi jak bylem przed, ale za to mam "parametry obrobki". Takie same cyrki odchodzily na dydaktyce i innychy przedmiotach prowadzonych przez wykladowcow, ktorzy w szkole faktycznie nie byli od min 2 reform, ale maja za to rozpiski z ministerstwa.

Co innego za to jest u mnie w pracy. Pracuje w neiswoim zawodzie prawie 3 lata, wszystkeigo musialem sie nauczyc i wyszlo mi calkiem niezle (bo w sumei jestem teraz taki uniwersalny praqcownik - robie bo sie nauczylem wszystko od bzdur jak sprzatanie po krzyczenie na innych, ze czegos nie zrobili, przydzielanie urlopow i po czesci przyjmowanie nowej kadry - pisze po czesci, bo ostatnie slowo i tak jest szefa, ale na bazie mojej opinii), bo do pracy mam zupelnie inne podejscie niz do "stduiowania" (no pomijajac dni, gdy przychodze na kacu albo jest juz 5 dzien z rzedu gdy spie 4h - wtedy motywacja troceh podupada). W pracy jak cos jest do zrobienia, to sie robi i juz. Na studiach sie szuka kogos, kto juz to zrobil. Kiedys nawet kolega z pracy (obecnie na wylocie studiow zreszta) stwierdzil, ze gdybym studiowal tak jak pracuje, to magazyniera bym mial z palcem w d... No ale wrodzona neichec do systemu edukacji niestety jest dla mnie nie do przejscia. Praca natomiast to zupelnie inna bajka.

michone - Sro Cze 25, 2008 16:39

rozmowa wyższości braku studiów na skończeniem studiów jest conajmniej bez sensu... Według mnie sprawa jest prosta:

"masz doświadczenie i papier to masz lepiej niż tylko samo doswiadczenie..." i nic tego nie zmieni... po studiach masz łatwiej, bo po to one są... Jak bedziesz kretynem w pracy to i papier Ci nie pomoże, bo albo zarząd Cie wyrzuci albo sam odejdziesz bo Cie to przerośnie...

Azazel85 - Sro Cze 25, 2008 17:17

Eddek napisał/a:
Ja jestem w trakcie przerywania studiow zaocznych [...], dwa absolutnie niczego z nich nei wynosze, [...] Jak na razie cisnienia nie mam, wiec nei studiuje, co zreszta rodzice maja mi ogromnie za zle.


Hehe - to możemy sobie podać "sztamę" ;) Ja też przerwałem studia na IV semestrze, bo to była wegetacja a nie nauka - szkoda mi było czasu i pieniędzy... O ile sam kierunek wydawał mi się ciekawy, o tyle niestety jego wykonanie przez uczelnie było fatalne:/ Studiowałem dziennie i pracowałem na 3/4 etatu... ale żywcem czułem tracenie czasu na studiach i jednocześnie przeciwległy biegun - jak każdego dnia rozwijam się w pracy. I tak samo familia wypomina mi to co tylko sie im nadarzy okazja :p A ja mam w to głęboko ... :) Tzn te kąśliwe uwagi :p

Co do kwestii uczelni... to w tej kwestii podejrzewam nie ma szans żebyśmy doszli do jakiegoś konsensusu, bo co osoba, to przypadek i sytuacja jest inna....
Są uczelnie lepsze, gorsze, studenci zdolniejsi, mniej zdolni, Ci którzy trafili z wyborem, i Ci którzy swoją pomyłkę aż czują, zmotywowani mniej, bardziej, itd itp...

Co do poziomu, "renomy" uczelni - to wg mnie to już trochę bajka i pieśń przeszłości. Bo poziom i renomę wyrobiła kadra, pracująca tam 10-15 lat temu. A dziś? W Trójmieście kadra uniwerku i politechniki obsługuje wszystkie uczelnie prywatne (a jest ich z kilkanaście)... Zupełnie zmieniło się podejście, tak studentów, jak i kadry wykładowczej. Lat 15 temu studia to było "coś" - a dziś? Masówka :/ Książki na uczelniach czy to prywatnych czy państwowych czytać można przecież te same... Co najwyżej kwestia autorskich programów, tego czy porusza się wszystkie ważne kwestie w temacie, czy tylko "aby liznąć"...
Oczywiście - różnice są w wyposażeniu technicznym uczelni, bazie kontaktów z innymi uczelniami na świece, bazie firm w których uczelnia organizuje praktyki itp...

Ale co najbardziej nie podoba mi się w Polskim szkolnictwie wyższym - to teoria...
Oczywiście - są zawody czy tematy powiedzmy, gdzie wiedza teoretyczna jest podstawą i bez niej ani rusz.... Ale jak można qźwa uczyć np wszelkiego zarządzania czy innych ekonomicznych aspektów z książek?? Praktyka praktyka i jeszcze raz praktyka!!

Szczególnie że jak już tu ktoś pisał - każda firma rządzi się swoimi prawami, i ogólne teorie z książek mogą w niej się nie sprawdzać. Dlatego chyba większość firm bierze poprawkę na to, że czego by człowiek nie ukończył - pod profil firmy będzie musiał być podszkolony - po to żeby robił to czego szef oczekuje i tak jak oczekuje;) A to może (ale wcale nie musi) być podobne do tego co miał na studiach - i wtedy wiadomo będzie takiej osobie łatwiej:)

Tyle o uczelniach.

Studenci...tu też chyba nie potrafiłbym zająć jednoznacznego stanowiska - bo jak to w życiu bywa, są i tacy i tacy;) Są tacy którzy wiedzą czego chcą od życia, daj Boże przed studiami wiedzą co im wychodzi z czym nie mają problemu i co chcieliby mniej więcej chociaż robić...a są i tacy co idą na studia, nie bardzo rozumiejąc nazwę swojego kierunku, o przedmiotach czy tematyce na nich poruszanej zielonego pojęcia przed studiami nie mając... Wtedy leży jak ulał zasada 3razyZ...:/ Dla mnie to jest wtedy strata czasu, trzech pięciu czy jeszcze więcej lat na prześlizgnięcie się przez uczelnie.... Taniej by takim wyszło do Wawy pojechać na stadion (wiadomo jaki :p ) i takowy papierek zwyczajnie kupić ;) Taniej, szybciej - a efekt ten sam. "Kwalifikacje" na papierze te same, wiedza i przede wszystkim UMIEJĘTNOŚCI te same.
To jest właśnie bolączka. Czemu studenci wychodzą tylko z wiedzą, a rzadko kiedy z umiejętnościami :/ Znowu oczywiście, że nie wszyscy itd...

Czy kwalifikacje na papierze ułatwiają dostęp do różnych zawodów? Niestety tak. Ale dlatego świadomi menadżerowie nie patrzą ślepo tylko w ten dyplom, tylko biorą pod uwagę różne kryteria w procesie weryfikacji człowieka pod kątem przyszłego pracownika, bo oni po prostu nie chcą zatrudnić chodzących cytatów z książek, tylko ręce do pracy (i resztę) z działającym tym między uszami. Ale znowu - różne są firmy, różni kierownicy, różne potrzeby, różne powody....bo Pan dyrektor może mieć np sentyment do swojej uczelni którą kończył, wiec jak trafi mu sie taki co też przez nią przebrnął - o nic więcej zatem pytał nie będzie...
To samo się tyczy ogłoszeń w prasie...mało kto zajmuje się tym profesjonalnie, i stąd tak często można znaleźć w nich różne kwiatki również w wymaganiach (3 języki dla fryzjerki np...).

Nie ustalimy jednych norm reguł i standardów wg których to wszystko się kręci...bo zawsze będą sytuacje im przeczące...i stąd wydaje mi się cała ta "kłótnia" ;)
Znajdziemy przykłady gdzie lepiej wyszedł ktoś kto studiował, a znajdziemy takie gdzie ktoś doskonale sobie radzi bez studiów.

Osobiście jak zatrudniałem ludzi, interesowały mnie ich kompetencje - a więc połączenie wiedzy, doświadczenia, trzeźwego myślenia, motywacji...
Jak pisał bodajże wild_weasel - fakt ukończenia przez kogoś studiów może być wskazówką, ale nigdy nie powinien być wg mnie finalnym kryterium.

W pracy - wszyscy twierdzą, że czegoś się nie da zrobić. Wtedy przychodzi jakiś idiota, który o tym nie wie, że się nie da tego zrobić i to robi.
I ja chcę w pracy właśnie takich idiotów!
:)


Chciałem napisać coś tam jeszcze więcej - ale zapomniałem już co;)
Więc jak mi się przypomni, to dopiszę :P

wild_weasel - Sro Cze 25, 2008 17:34

michone napisał/a:
rozmowa wyższości braku studiów na skończeniem studiów jest conajmniej bez sensu... Według mnie sprawa jest prosta:

"masz doświadczenie i papier to masz lepiej niż tylko samo doswiadczenie..." i nic tego nie zmieni... po studiach masz łatwiej, bo po to one są... Jak bedziesz kretynem w pracy to i papier Ci nie pomoże, bo albo zarząd Cie wyrzuci albo sam odejdziesz bo Cie to przerośnie...

W moich oczach studia to pewien survival ;) umysłowy. Nie chodzi tu o wartość dodaną, czy wiedzę z tych studiów wyniesioną, bo z tym bywa baaardzo różnie. Po prostu - ktoś, kto przebrnął przez studia i czegoś się nauczył lub też nie, najczęściej będzie lepszy niż ten, kto przez głupi kurs/test na wytrzymałość/egzamin z zaradności nie przebrnął.

maciej - Sro Cze 25, 2008 17:34

Azazel85 napisał/a:
W Trójmieście kadra uniwerku i politechniki obsługuje wszystkie uczelnie prywatne (a jest ich z kilkanaście)...

Mimo wszystko ta obsługa różni się od pracy na uczelni państwowej (wiem coś o tym, bo mój ojciec sam tak długo pracował) - na uczelni praństwowej, gdzie jest odsiew przy rekrutacji jest jeszcze motywacja w postaci tych studentów, którzy chcą się uczyć, a na prywatnej jest demotywacja w postaci dziekana "proszącego" o obniżenie progów egzaminu, bo za dużo osób migających się przed wojskiem wyleci i kto będzie czesne opłacał...

wild_weasel - Sro Cze 25, 2008 18:48

maciej, nie prowokuj mnie do przytoczenia argumentów za płatnymi studiami :mrgreen:
Jak ktoś ma głowę na karku i pieniądze, to będzie chciał studiować w dobrze wyposażonej uczelni, z mocną kadrą, gdzie będą od niego wymagać i gdzie czegoś się nauczy. Nawet odpłatnie.
A jak ktoś ma tylko pieniądze (albo rodzice mają) to oczywiście pozostają Wyższe Szkoły Rurek z Kremem z dominującym kierunkiem pacyfistycznym ;)

maciej - Sro Cze 25, 2008 18:53

wild_weasel napisał/a:
maciej, nie prowokuj mnie do przytoczenia argumentów za płatnymi studiami

Ale nie musisz - sam jestem zwolennikiem studiów płatnych, tylko wtedy przydałby się dobry system stypendialny.
Teraz rolę tego systemu spełnia "bezpłatność" studiów dla tych, którzy dobrze zdadzą egzaminy wstępne na państwową uczelnię...
wild_weasel napisał/a:
Jak ktoś ma głowę na karku i pieniądze, to będzie chciał studiować w dobrze wyposażonej uczelni, z mocną kadrą, gdzie będą od niego wymagać i gdzie czegoś się nauczy. Nawet odpłatnie.

Tak, ale w Wawie jest jedna taka niepaństwowa uczelnia techniczna - ta o której pisze kruszon i dwie ogólnie mówiąc "ekonomiczne" na chyba ze 40 "prywatnych szkół wyższych" - ta reszta to właśnie "przechowalnie" i "uciekalnie" przed wojskiem.
wild_weasel napisał/a:
A jak ktoś ma tylko pieniądze (albo rodzice mają) to oczywiście pozostają Wyższe Szkoły Rurek z Kremem z dominującym kierunkiem pacyfistycznym

No właśnie. :)

wild_weasel - Sro Cze 25, 2008 20:38

maciej napisał/a:
sam jestem zwolennikiem studiów płatnych

:ok: Myślałem, że tylko ja prezentuję takie niepopularne i wywrotowe poglądy :mrgreen:
maciej napisał/a:
Tak, ale w Wawie jest jedna taka niepaństwowa uczelnia techniczna - ta o której pisze kruszon i dwie ogólnie mówiąc "ekonomiczne" na chyba ze 40 "prywatnych szkół wyższych" - ta reszta to właśnie "przechowalnie" i "uciekalnie" przed wojskiem.

I dlatego właśnie o prywatnych uczelniach jest opinia jaka jest: "przechowalnie".

Azazel85 - Czw Cze 26, 2008 21:55

maciej napisał/a:
mo wszystko ta obsługa różni się od pracy na uczelni państwowej (wiem coś o tym, bo mój ojciec sam tak długo pracował) - na uczelni praństwowej, gdzie jest odsiew przy rekrutacji jest jeszcze motywacja w postaci tych studentów, którzy chcą się uczyć, a na prywatnej jest demotywacja w postaci dziekana "proszącego" o obniżenie progów egzaminu, bo za dużo osób migających się przed wojskiem wyleci i kto będzie czesne opłacał...


Hmm... trochę na pewno jeszcze tak, ale ten poziom chyba jednak (w niektórych przynajmniej uczelniach) się zrównuje...
Studenci jak już mówiliśmy, i tutaj i tutaj różni się trafiają - a gdzie których jest więcej...też ciężko stwierdzić. Bo to chyba choćby od kierunku zależy - jak w jakimś mieście np na informatyce jest 60 miejsc na uniwerku i 60 miejsc na polibudzie - to Ci którym testy pójdą o tyle gorzej że się nie dostaną, a nie chcą studiować zaocznie tylko dziennie, pójdą do szkoły prywatnej... I nie powiedziałbym że to skazuje ich na bycie gorszymi studentami, nie świadczy że się mniej uczyć chcą - i nie podoba mi się gdy prowadzący zajęcia tak ludzi rozgranicza i szufladkuje.

A i wykładowca, pracujący nie na jednej uczelni...tylko na np. pięciu (dzienne państwowe kierunki wymieszane z dziennymi prywatnymi, potem wieczorowe jedne i drugie...do tego zaoczne) uczelniach - to spadek jakości odczuwalny mniej lub bardziej jest chyba wszędzie...bo człowiek jest zwyczajnie zmęczony;) O wypaleniu zawodowym nie wspomniawszy... ;)

maciej - Pią Cze 27, 2008 11:07

Azazel85 napisał/a:
Bo to chyba choćby od kierunku zależy - jak w jakimś mieście np na informatyce jest 60 miejsc na uniwerku i 60 miejsc na polibudzie - to Ci którym testy pójdą o tyle gorzej że się nie dostaną, a nie chcą studiować zaocznie tylko dziennie, pójdą do szkoły prywatnej... I nie powiedziałbym że to skazuje ich na bycie gorszymi studentami, nie świadczy że się mniej uczyć chcą - i nie podoba mi się gdy prowadzący zajęcia tak ludzi rozgranicza i szufladkuje.

To nie tak - to ewentualne zniechęcenie i demotywacja bierze się z tego, że bardzo często jedynym pytaniem studentów "prywatnych" na ćwiczeniach jest "czy można już iść do domu"... Na PW to nie do pomyślenia, a pytania jednak zwykle są merytoryczne... :)

I zapewniam Cię, że znam prywatnie kilku "wykładowców z powołania" zbierających najlepsze opinie na Polibudzie, którzy nie traktują prywatnej uczelni inaczej niż PW i z każdą grupą zaczynają z zapałem, nie ważne, czy na PW, czy na prywatnej uczelni, ale jakoś mówią, że na PW w grupie zawsze jest conajmniej 3-4 studentów zainteresowanych, dla których warto prowadzić, a na prywatnych tego ciągle nie ma i bardzo szybko zapał opada.
Azazel85 napisał/a:
A i wykładowca, pracujący nie na jednej uczelni...tylko na np. pięciu (dzienne państwowe kierunki wymieszane z dziennymi prywatnymi, potem wieczorowe jedne i drugie...do tego zaoczne) uczelniach - to spadek jakości odczuwalny mniej lub bardziej jest chyba wszędzie...bo człowiek jest zwyczajnie zmęczony;) O wypaleniu zawodowym nie wspomniawszy...

To oczywiste, ale co zrobić w systemie, w którym informatyk w Wawie po 2, maksymalnie 3 latach zarabia więcej od profesora, a metr mieszkania w Wawie to ponad jedna pensja profesorska...

thef - Pią Cze 27, 2008 11:34

piter34 napisał/a:
Dodam, że na samym AGH (które kończyłem), przy mnogości wydziałów i kierunków poziom może być bardzo nierówny.
Z tym mogę się zgodzić.
piter34 napisał/a:
Statystyczny, omawiany tutaj "debil" poradzi sobie na wydziale np. odlewnictwa, ale odpadnie po I semestrze na wydziale elektrotechniki, automatyki, informatyki i elektroniki (co za durna nazwa - EAIiE).
Z tym się nie zgodzę. "Debil" nie skończy nawet odlewnictwa. Co innego "zdolny" leser, który w odpowiednim momencie weźmie się za naukę a nie imprezy. Są na AGH wydziały i kierunki, które wymagają w miarę systematycznej pracy przez cały semestr a nie tylko w sesji. Są takie, które wymagają wysiłku praktycznie tylko w sesji, ale na Boga, "debil" nie da sobie rady. Owszem są egzaminy na które wystarczy wykuć, ale są też takie, które wymagają tylko logicznego myślenia. "Mało lotni" muszą włożyć dużo więcej pracy, żeby przebrnąć przez studia.

Konkludując, trochę zapędziliście się w tej dyskusji. A już najbardziej Ci, którzy nie studiując rzucają hasła, "debile po studiach". Owszem znajdziemy zawsze skrajne przypadki, ale nie możemy uogólniać.

maciej - Pią Cze 27, 2008 11:39

thef napisał/a:
Są na AGH wydziały i kierunki, które wymagają w miarę systematycznej pracy przez cały semestr a nie tylko w sesji.

Hehehe...
Na Elektronice na PW ulubionym tekstem było "uff... Wreszcie sesja - można odpocząć" i był to tekst zupełnie na poważnie, bo laboratoria i ćwiczenia dawały nam dużo bardziej w kość niż średnio 3 egzaminy w sesji, które głównie bazowały na myśleniu i wiedzy z semestru. :D

piter34 - Pią Cze 27, 2008 11:44

thef napisał/a:
"Debil" nie skończy nawet odlewnictwa.

Odnosiłem do tych "debilów po studiach", czyli takich, którzy już skończyli naukę (jakimś dziwnym cudem). ;-)

thef - Pią Cze 27, 2008 14:51

maciej napisał/a:
Hehehe...
Na Elektronice na PW ulubionym tekstem było "uff... Wreszcie sesja - można odpocząć" i był to tekst zupełnie na poważnie, bo laboratoria i ćwiczenia dawały nam dużo bardziej w kość niż średnio 3 egzaminy w sesji, które głównie bazowały na myśleniu i wiedzy z semestru. :D
Maciej, ja nie biorę pod uwagę laborek, projektów i tym podobnych, bo w zasadzie na każdym kierunku na AGH jest tego mnóstwo. Mimo wszystko da się to pogodzić z "rozsądnym" studenckim życiem. Niemniej jednak egzaminy to zupełnie inna bajka, rzadko kiedy (a w zasadzie nie pamiętam takiego przedmiotu) wiedza zdobyta podczas ćwiczeń, laborek i projektów wystarczała do podejścia do egzaminu. Tu zazwyczaj trzeba było się bardzo mocno (a w zasadzie w większej części podpierać teorią z wykładów i podręczników, tak przynajmniej było na moim kierunku i na tych które studiowali znajomi.

PS>A propos rangi uczelni, różnie z tym bywa, ale dla mnie zatrważające są np. różnice poziomów (a w zasadzie wymagań przy egzaminach i zaliczeniach) pomiędzy dziennymi a zaocznymi na tym samym kierunku tej samej uczelni i żeby było śmieszniej z przedmiotami u tych samych profesorów. Niestety, uczelnie państwowe większość kasy czerpią z tego trybu nauki.

mario_81 - Pią Cze 27, 2008 14:59

co do studiów (mieć czy nie) każdy niech sobie odpowie sam, czy warto..
wiadomo, że mając ten papier startuje sie z trochę lepszej pozycji, bo jak by nie było każdy pracodawca zwraca na to uwagę, ale oprócz tego papierka ważne jest też to, co dany osobnik sobą reprezentuje; bo co z tego, że ma te studia jak jest głąb i nie ma o niczym pojęcia..(dobry przykład to mój sąsiad, mgr inż. budowlaniec po PWr, stypendysta, ma pojęcie tylko o tym czego się nauczył w szkole i na tym koniec, zero pojęcia o jakichkolwiek innych sprawach itp...)
Zresztą, każdy kto studiował, wie jak to jest, jedni chcą się czegoś nauczyć a inni ślizgają się z roku na rok...
Jesli chodzi o prywatne uczelnie, to w większości nastawione są na robienie kasy i na ilość studentów, a nie o wypuszczenie po za swoje mury specjalistów (wiem bo miałem "przyjemność" do takiej szkoły uczęszczać), teraz walczę na uczelni państwowej i jesli chodzi o podejście do nauczania, to bez porównania - na korzyść tej drugiej!!

podsumowując, łatwiej jest mając ukończone studia, ale nie należy dyskwalifikować ludków którzy ich nie mają, a wykazują się inteligencją i pewną wiedzą.. :)
to chyba tyle..ale się wypracowanie zrobiło :P

Dziekan - Pią Cze 27, 2008 16:32

Ciekawa dyskusja

Oczywiscie jestem przeciwny generalizowaniu a prawda jest taka ze wszystko zalezy od konkretnych ludzi -zarowno studentow jak i wykladowcow. Zarowno uczelnie prywatne jak i panstwowe dziela sie na szkoly i przechowalnie.

Co do samej zasadnosci studiow...zartowano swego czasu ze majac glowe na karku nie ma sensu pakowac sie w 5 lat studiow bo w te miejsce jest 5 lat robienia kasy i blizej do emerytury. Cos w tym jest, niemniej mimo wszystko studia w swoim idealistycznym zalozeniu SA jednak potrzebne i pozyteczne, jako instytucja dajaca podstawy do dalszego rozwoju.

Ukonczenie studiow stanowi wtedy dowod na to ze dany osobnik sprostal pewnemu wysilkowi, ze umie narzucic sobie pewne standardy i ma szanse (uwaga -szanse, nie pewnosc) na przeniesienie tego na pole zawodowe.

W tym swietle oczywiscie ze lepiej miec 'papier', dlaczego by nie;)
Jak najbardziej jednak trzeba byc dalekim od uwazania 'papieru' za swietosc i dyskwalifikowanie tych ktorzy go nie maja. Bez sensu podawac tu przyklady bo znajdzie sie wiele: Wsrod osob z papierkiem sa debile, wsrod osob bez papierka sa perelki i odwrotnie. Odpowiadajac wiec na pytanie czy studia sa potrzebne...jest jednak cos fajnego w byciu perelka Z papierem;) Chyba ze ktos zaklada wlasny biznes...bo jest cos prawdziwego w powiedzeniu ktore wlasnie wymyslilem
-uczelnie ksztalca pracownikow, ich szefowie zas ksztalca sie sami;)

Mysle tez ze dzisiejszy HR zmienia sie i z tego co widze slepe patrzenie na papier jest w odwrocie -liczy sie doswiadczenie i umiejetnosci. Tu jednak tez jest pewna niezdrowa tendencja...coraz czesciej brak doswiadczenia dyskwalifikuje kandydata...to pytam sie zatem gdzie do cholery ludzie maja zdobyc te doswiadczenie:p

Azazel85 - Pią Cze 27, 2008 17:59

maciej napisał/a:
To nie tak - to ewentualne zniechęcenie i demotywacja bierze się z tego, że bardzo często jedynym pytaniem studentów "prywatnych" na ćwiczeniach jest "czy można już iść do domu"... Na PW to nie do pomyślenia, a pytania jednak zwykle są merytoryczne... :)


Bardzo możliwe - nie studiowałem na politechnice, więc nie wiem "dokładnie" jak tam jest - jedynie to co mówią mi inni;) Ale wiem że zarówno na polibudzie jak i uniwerku, są tzw "wydziały gier i zabaw" - gdzie (uśredniając) wymagania czy trudność materiału nie jest taka jak na najbardziej renomowanych kierunkach tychże uczelni. Więc pewnie wszędzie bywają i takie i takie pytania - a tendencje mogą być różne.

Sam studiowałem w Wyższej Szkole Bankowej, która chwali się tam w rankingach że jest najlepsza w województwie i gdzieś tam w czołówce w Polsce (wśród niepaństwowych)... I np ludzie po bankowości w tej szkole na trójmiejskim rynku finansowym wiem że są bardzo cenieni i poszukiwani przez pracodawców...
Niestety informatyka w tejże szkole na której byłem okazała się fatalna... :(

maciej napisał/a:
I zapewniam Cię, że znam prywatnie kilku "wykładowców z powołania" zbierających najlepsze opinie na Polibudzie, którzy nie traktują prywatnej uczelni inaczej niż PW i z każdą grupą zaczynają z zapałem, nie ważne, czy na PW, czy na prywatnej uczelni, ale jakoś mówią, że na PW w grupie zawsze jest conajmniej 3-4 studentów zainteresowanych, dla których warto prowadzić, a na prywatnych tego ciągle nie ma i bardzo szybko zapał opada.


Nie twierdze że jest inaczej czy nie o usprawiedliwianie studentów czy wykładowców mi chodzi - w końcu wszyscy to tylko ludzie ;) (choć czasami mogłoby się w niektórych przypadkach wydawać zupełnie inaczej :D ) Tylko znów dochodzimy do miejsca, gdzie trzeba powiedzieć, że po prostu nie można tak uogólniać ;) Jak zawsze zresztą :p

W ogóle cala dyskusja zaczęła się od uogólnienia Thrillco - i w sumie niemal wszyscy jak "jeden mąż" powtarzamy że nie można uogólniać... i tak dyskusja toczy się od dobrych niemal 3 stron :haha:

maciej napisał/a:
To oczywiste, ale co zrobić w systemie, w którym informatyk w Wawie po 2, maksymalnie 3 latach zarabia więcej od profesora, a metr mieszkania w Wawie to ponad jedna pensja profesorska...


Wyprowadzić się z Wawy... :hahaha:

snoppy - Wto Lip 01, 2008 11:07

Apropos kształcenia, aż mi się przypomniało:
"Jak sobie pomyślę jakim jestem inżynierem, to boję się pójść do lekarza"

ezy - Nie Lip 06, 2008 00:42

Dziekan napisał/a:
Co do samej zasadnosci studiow...zartowano swego czasu ze majac glowe na karku nie ma sensu pakowac sie w 5 lat studiow bo w te miejsce jest 5 lat robienia kasy i blizej do emerytury.

Kasy? Jak się ma wyjątkowy dryg. Emerytura? Jak najbardziej studia liczą się do przepracowanych lat więc do emerytury również bliżej.

snoppy napisał/a:
Apropos kształcenia, aż mi się przypomniało:
"Jak sobie pomyślę jakim jestem inżynierem, to boję się pójść do lekarza"

Hehe dosłownie jakbyś zacytował moje (inzyniera) rozmowy z kumplem (lekarzem) :rotfl: w trakcie naszych studiów.
Teraz po studiach to co inneegoo, o taak :mrgreen:

maniaq - Nie Lip 06, 2008 02:17

Wydaje mi sie, ze dyskusja o zasadnosci studiowania lub nie jest wogole bezsensowna, bo kazda uczelnia i kazdy kierunek moznaby inaczej oceniac i teraz rozdrabniac sie bedziemy pisac, ze na agh jest na kierunku X tak, a na Y inaczej, a na PW kierunek Z... po co ?

Odpowiem uogolniajac - wbrew ostatnim postom- , ze w idealnym ukladzie, ze uczelnie ksztalca, to studia sa potrzebne. fakt ze mamamy patologie :

- uczelnie za kase, dajace tylko papier
- przyjmowanie po znajomosci
- obnizanie standardow nauczania dla tych "mniej ogarnietych"
- praca profesorow na kilku, albo i nastu uczelniach O_o niestety najczesciej odbija sie to na jakosci.
- Leserowanie studentow, slizganie sie na zasadzie ZZZ lub sciaganie, pisanie prac za $

To dla mnie tylko dodatkowa motywacja, zeby byc tym po studiach, potrafiacym i majacym wiedze. Rynek doceni takich ludzi i o to bym sie nie bal ;)


Studia sa od przekazania wiedzy i umiejetnosci, to od nas zalezy czy je przyswoimy i wykorzystamy. Chocbysmy studiowali na najbardziej renowmowanej uczelni i nie chcieli to nikt za nas sie nie nauczy, a jezeli chcemy to slabsza uczelnia tez da jakis zasob wiedzy i szanse na wlasne poszukiwania.

Kto mowi ze studia sa niepotrzebne to chyba trafil na zla uczelnie, albo w sobie nie ma motywacji do nauki i tak to sobie tlumaczy. Teoria jest najczesciej budowana na doswiadczeniach z praktyki. Wszystko sie zmienia, wiec i teorie trzeba dostosowac do rzeczywsitosci. Sa zapewne kierunki studiow, ktore nie nadarzaja ksztalcic z biezaca wiedza. TO juz nasze zadanie przelozyc teorie w praktyke ;)