W koncu Piter sie za mna troche wstawil bo zaczynalem sie juz czuc niewiedziec czemu lekko osaczony No wlasnie Panowie o to chodzi-JAK.gadalem dzis z laska co zna tego handlarza i mowila ze jak dostal pismo to nerwowy chodzil strasznie i sie pytal o mnie co ja moge i kogo znam Chyba jednak ma cos na sumieniu
_________________ Koła wystarczą 4...cylindrów musi być 5
Włączę się do dyskusji z lekkim opóźnieniem
W takim przypadku każdy normalny sprzedający wysłałby kupującego na drzewo. I każdy kupujący o tym wie, tego się spodziewa i nie wyskakuje z roszczeniami. Prawo jednak mówi: sprzedajesz - więc ponosisz odpowiedzialność za to, co sprzedajesz. Jeśli ktoś sprzedaje rzecz używaną, powinien znać jej stan na tyle, żeby dać rękojmię kupującemu, że nie rozsypie się ona szybciej niż powinna.
Prawo daje uprawnienia, z których skorzystanie jest dość niewygodne, aczkolwiek w pełni realne i uzasadnione. Podobnie jak reklamacja przeterminowanego piwa - uprawnienie jest, ale część wyleje, część wypije, a tylko nieliczni pójdą z rozdartym gębofonem do sprzedawcy żądając wymiany. Nespa?
Pomógł: 29 razy Dołączył: 21 Sie 2006 Posty: 423 Skąd: Zachodniopomorskie
Wysłany: Sob Wrz 27, 2008 08:44
wild_weasel napisał/a:
Włączę się do dyskusji z lekkim opóźnieniem
W takim przypadku każdy normalny sprzedający wysłałby kupującego na drzewo. I każdy kupujący o tym wie, tego się spodziewa i nie wyskakuje z roszczeniami.
Dlatego "stoi w ustawie":
Cytat:
Art. 7
Sprzedawca nie odpowiada za niezgodność towaru konsumpcyjnego z umową, gdy kupujący o tej niezgodności wiedział lub, oceniając rozsądnie, powinien był wiedzieć.
Wg mnie bardzo nierozsądnie jest zakładać, że kilkuletni samochód nie popsuje się przez 2 lata! I takie stanowisko może też podzielić sąd. Sam miałem przypadek, że sprzedawałem 3 letni samochód, który miałem od nowości. Przed sprzedażą samochód przeszedł przegląd w ASO i nie miał usterek. Nowy klient przejechał podobno 400km i padło mu łożysko w kole (nie miał o to do mnie najmniejszych pretensji). Uważasz, że to była moja wina? Uważasz, że ten samochód powinien jeździć bezawaryjnie przez 2 lata (a jak nie to ja go powinienem naprawiać)? To co w takim razie z okresem pomiędzy roczną gwarancją jaką samochód posiadał przy zakupie a kolejnymi 2 latami po jej upływie kiedy popsuło się w nim kilka rzeczy i musiałem słono płacić w serwisie? Coś tu jest postawione na głowie jeżeli wasza interpretacja przepisów jest właściwa
lamer, w mojej opinii prawo nieco odstaje od realiów i praktyki.
Cytowany przez Ciebie art. 7 pochodzi z ustawy, której założeniem była lepsza ochrona kupującego jako konsumenta (czyli przy przedsiębiorcy jako sprzedawcy) niż w kodeksie cywilnym. Jest piękne orzeczenie SN, w którym zostało wyjaśnione, że nawet wada jawna nie zwalnia sprzedającego od konieczności wykazania, że kupujący o wadzie wiedział. Zatem, jeśli ochrona na mocy przepisów ustawy ma być silniejsza niż wg k.c., to tym bardziej sprzedawca musi udowodnić wiedzę konsumenta. I tak rzecze również komentarz (autorstwa M. Pecyny):
...sprzedawca winien udowodnić, że sam (bądź osoba działająca w jego imieniu) poinformował nabywcę o właściwościach towaru bądź wynikały one z okoliczności (np. z okazanej próbki bądź wzoru). Sprzedawca, w celu zwolnienia się od odpowiedzialności, a niemożności wykazania wiedzy po stronie nabywcy, powinien wskazać na okoliczności, w których rozsądna ocena właściwości towaru musiała doprowadzić do zauważenia przez nabywcę, że towar nie odpowiada przesłankom zgodności z umową.
Dalej jest również nieco o rozsądnej ocenie, która jest klauzulą bajecznie niedookreśloną
Postaw się w sytuacji kupującego. Nabyłeś od kogoś autko, w którym po 2 miesiącach zgodnej z rozsądkiem, prawem, zwyczajem i czymtamjeszcze eksploatacji rozsypuje się silnik (nie literalnie; koszt naprawy przekracza wartość silnika). Czy nie oczekiwałbyś jakiejś namiastki odpowiedzialności ze strony sprzedawcy? Uznałbyś po prostu milcząco swojego pecha, czy podejrzewał felerny egzemplarz opchnięty z radością przez handlarza?
Wskazana wyżej konstrukcja prawna ma chronić kupującego przed błyskawiczną i błyskotliwą odpowiedzią sprzedawcy w stylu "na pewno wlał pan zły olej/katował auto/sam naprawiał" itd. Sprzedawca ma udowodnić Twoją wiedzę o złym stanie silnika. Jeśli nie - odpowiada jak za przemilczenie pewnych faktów.
Proponuję zastosować też nieco zdrowego rozsądku do przykładów elementów, za które ma odpowiadać sprzedawca. Ktoś rzucił przykład tarcz hamulcowych - powinien chyba odpowiadać producent, który zaleca ich wymianę, nieprawdaż? Jeśli trzeba wymieniać, to chyba są wadliwe, nie? A może dorzucimy do tego również wyczerpującą się benzynę w baku - może to nieszczelny bak? Reklamujemy?
Nie wiem, czy producent zaleca wymianę łożyska w kole. Wydaje mi się, że nikt nie jest zaskoczony zużywaniem się tego elementu i koniecznością wstawienia nowego. HGF jako usterka notorycznie nękająca serię K jest przykładem z nieco innej beczki. Natomiast nie podejrzewam, że okresowej wymianie należy poddać tłoki.
Może to i przykre, może i egzotyczne, ale zabezpiecza przed brakiem odpowiedzialności sprzedawcy za sprzedaż wyklepanego przestanku autobusowego w myśl zasady "widziały gały". Udowodnij, drogi sprzedawco, że byłem świadomy kupowania truchła - w przeciwnym wypadku domniemania prawne działają na korzyść strony słabszej, czyli kupującego.
lamer napisał/a:
nierozsądnie jest zakładać, że kilkuletni samochód nie popsuje się przez 2 lata
Rozsądna ocena ma dotyczyć wiedzy kupującego o konkretnych wadach, a nie awaryjności samochodu.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum